Rozmowa z Andrzejem Pyszką, komendantem i założycielem oddziału bydgoskiego Maltańskiej Służby Medycznej
- Skąd pomysł, żeby założyć oddział w Bydgoszczy?
- Bardzo długo byłem wolontariuszem. Zauważyłem, że ludzie chcą wypełniać konkretne zadania. Postanowiłem wyjść na przeciw ich oczekiwaniu i stworzyć możliwość pomocy innym, szczególnie w dziedzinie ochrony zdrowia.
- Łatwo było znaleźć chętnych?
- Prowadziłem wolontariat i maltański korpus kadetów w jednej ze szkół. Pierwszymi członkami oddziału zostali zaprzyjaźnieni wolontariusze i absolwenci z tej szkoły.
- Co najbardziej zapadło w pamięć z okresu 5-letniej służby?
- Najciekawsze były początki, co prawda brakowało profesjonalnego sprzętu. Namiot rozpadał się, gdy zawiał silniejszy wiatr, ale mimo wszystko było wesoło.
- Jakie kryzysy udało się pokonać?
- Kryzysów chyba nie było, ale trudniejsze wyzwania (śmiech). Przed Mistrzostwami Świata Juniorów w Lekkiej Atletyce obawialiśmy się, że sobie nie poradzimy. Stresowała nas obecność tylu reprezentantów innych krajów. Udało nam się wspaniale wywiązać z naszych obowiązków.
- Bydgoski oddział ma już pięć lat. Jak długo działają inne?
- Maltańska służba medyczna działa w naszym kraju 20 lat. Najstarszy jest oddział w Krakowie, tam też mieści się oddział główny. Służba czerpie jednak z tradycji Zakonu Maltańskiego, który działa od 900 lat. Można powiedzieć, że jego członkowie byli pierwszymi wolontariuszami, zakładali szpitale i pomagali chorym. Wczoraj nasze uroczystości zaszczycili dama i kawaler Zakonu Maltańskiego, Róża i Henryk Kubiakowie. Profesor Henryk jest zarazem komendantem głównym służby, a pani doktor Róża szefem szkoleń.
- Na czym dzisiaj się opiera działalność służby maltańskiej?
- Zabezpieczamy różnego rodzaju imprezy współpracując na przykład z pogotowiem i policją. Dużo czasu spędzamy na szkoleniach. Wolontariusze uczą się i szkolą innych. Staramy się promować także zdrowy styl życia w czasie akcji profilaktycznych na przykład w szkołach.