- Miałem zyskać, a teraz będę kilka lat płacił za głupotę - żali się Tomasz Gierczak, jeden z oszukanych bydgoszczan.
- Na początku kwietnia na ulicy dostałem ulotkę obiecującą łatwe zarobienie 688 zł. Niedawno odebrałem prawo jazdy, przydałoby mi się własne auto. Skusiłem się i poszedłem pod wskazany adres - opowiada "Gazecie" Gierczak. Zastał profesjonalnie wyposażone biuro w centrum miasta. - Rozmawiałem z elegancko ubranym mężczyzną, który zaproponował: "Weźmie pan w leasing samochód, a my za reklamę na nim zapłacimy 688 zł miesięcznie" - dodaje. Oprócz tego, aby podpisać umowę, musiał zapłacić 2666 zł kaucji i obiecać, że w ciągu miesiąca przejedzie oklejonym autem co najmniej 1000 km. - Nie zdziwiłem się nawet, że muszę coś zainwestować. W końcu mogłem zerwać umowę - przyznaje Gierczak.
Jednak łatwy zarobek szybko okazał się fikcją. Gdy po tygodniu bydgoszczanin podjechał pod siedzibę firmy nowiutkim srebrnym citroenem, drzwi były zamknięte na cztery spusty. - Omal nie zemdlałem, gdy przeczytałem karteczkę z informacją, że działalność firmy została zawieszona 19 czerwca, a osoby zainteresowane proszone są o zgłaszanie się na policję. Nie wiem, co teraz zrobię. Straciłem ogromną sumę na kaucję i zostałem z samochodem pod blokiem, na który mnie nie stać - mówi Gierczak.
Pier&Gio działała na polskim rynku od 2007 r,, miała siedzibę w Gdańsku. Była rzekomo dystrybutorem naturalnego napoju Aloe Vera, wyprodukowanego na bazie aloesu. Woda nigdy nie pojawiła się w sklepach, za to samochody oklejone reklamami włoskiego interesu pojawiły się w całej Polsce. - Każdy, kto czuje się pokrzywdzony, ma prawo zgłosić się na policję. My wszelkie informacje prześlemy policjantom z Gdańska, którzy zajmują się tą sprawą - obiecuje Mariusz Magdziarz z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. - Z informacji, które otrzymaliśmy, wynika, że możemy mieć do czynienia z przestępstwem - przyznaje prokurator Ewa Burdzińska, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście. Grozi za to do 8 lat więzienia.
Jak dotąd nie udało się ustalić, ile osób w naszym mieście dało naciągnąć się oszustom. - Kiedy podpisywałem umowę, w siedzibę kręciło się kilka osób zainteresowanych ofertą. Mam też dwóch kolegów, których również oszukano. Im więcej osób złoży zeznania, tym większa szansa na wyjaśnienie sprawy- kończy Gierczak.