Mieszkańcy miasteczka szybko zapełnili ulicę 11 Stycznia. Plastikowy eternit pokrywający dach domu palił się bardzo szybko. Płonące fragmenty strzelały i przelatywały nad głowami obserwujących pożar. Istniała groźba, że ogień przeniesie się na sąsiadujące domy, w tym jeden ze sklepów Stanisława Pogla, zaopatrzonego w ogromną ilość łatwopalnych farb, lakierów i rozpuszczalników. Sąsiedzi chwycili za wiadra, a syn Andrzeja Konciaka pobiegł włączyć syrenę do pobliskiej remizy. Na miejsce przybyło 10 jednostek straży pożarnej.
Nie przeszkadzajcie
Na głównej ulicy przechodzącej przez miasteczko szybko zrobił się korek. Policjanci długo nie przyjeżdżali. Ruchem samochodów zaczął kierować jeden z mieszkańców, który szybko zorganizował pachołki i zagrodził dojazd. Niektórzy łabiszynianie podchodzili i doradzali strażakom nie zdając sobie sprawy z tego, że przeszkadzają w akcji. Dopiero kierujący akcją strażaków, kpt. Sławomir Ryś, poprosił mieszkańców o to, by wycofali się na bezpieczną odległość.
Kilka godzin trwało, zanim udało się ugasić pożar. Ogień całkowicie zniszczył dach i strop nad parterem kamienicy z numerem 4. Dach sąsiadującego domu został nadpalony. - Dzięki bardzo dynamicznej akcji strażaków ogień udało się zatrzymać - opowiada Stanisław Pogiel. - Całe szczęście, że mój budynek był wyższy, bo inaczej ogień mógłby przemieścić się na inne domy. Aż boi się pomyśleć, co by się stało, gdyby ogień dostał się do sklepu z farbami.
Zarówno dwa jego sklepy i mieszkania na piętrze zostały zalane. Przewody elektryczne są zawilgocone. Jeszcze bardzo długo prąd w tej kamienicy będzie wyłączony.
Gdy akcja strażaków została zakończona, sąsiedzi zaczęli pomagać rodzinie Barbary i Andrzeja Konciaków oraz pani Barbarze Sitarek wynosić meble i dobytek, który udało się uratować. Trafiły one na przechowanie do pomieszczeń po byłej bibliotece. Burmistrz Jacek Kaczmarek zorganizował dla Konciaków nocleg w lubostrońskim pałacu. Pani Sitarek spędziła noc u swojej córki.
To był moment
Rodzinę Konciaków odwiedziliśmy wczesnym rankiem, gdy kończyli właśnie śniadanie w lubostrońskiej restauracji. Jeszcze byli roztrzęsieni. Jedynie chora na serce starsza córka przebywała właśnie pod opieką swojego lekarza. - Całe szczęście, że gdy wybuchł pożar, nikogo nie było w domu. Wszyscy byliśmy na podwórzu. To był moment. Syn może zdołałby wyskoczyć przez okno. Córka ma jednak chore serce. Nie dałaby rady - mówi ze łzami w oczach Barbara Konciak. Nie dawno przeprowadzili remont, a nie należą do ludzi, którzy nie wiedzą co robić z pieniędzmi.
Zbigniew Napierała, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Żninie był już na miejscu katastrofy. - Ze wstępnych oględzin wynika jednoznacznie, że budynek w obecnym stanie nie nadaje się do użytkowania. Nie ma jeszcze ostatecznej decyzji dotyczącej przyszłości tego budynku. Ta zapadnie w poniedziałek. Nie podejrzewam, by trzeba było burzyć ściany. Nie ulega jednak wątpliwości, że strop nad parterem i dach nadaje się do całkowitego remontu.
Na decyzję tę z utęsknieniem czeka Andrzej Konciak, który chce jak najszybciej przystąpić do odbudowy. Nie ulega wątpliwości, że będzie mu potrzebna pomoc mieszkańców Łabiszyna i firm budowlanych. O szczegółach będziemy informować na bieżąco. Na razie państwo Konciakowie za pośrednictwem "Gazety Pomorskiej" pragną podziękować za dotychczasową pomoc wszystkim sąsiadom, strażakom, właścicielom Pałacu w Lubostroniu i burmistrzowi.
Jak poinformował nas burmistrz, rodzina Konciaków już wczoraj otrzymała mieszkanie zastępcze w "czerwonej szkole" (60 m kw. - dwa pokoje z kuchnią) oraz z opieki społecznej 2.500 złotych na zakup niezbędnych rzeczy i na bieżące wydatki. Pani Sitarek w przyszłym tygodniu zamieszka w kawalerce, którą ratusz przygotuje w budynku dworca PKS oraz 500 złotych. Ciągle nie znane są przyczyny pożaru. Policja prowadzi śledztwo.
Całe życie w ogniu
Dariusz Nawrocki

Rodzina Konciaków już wczoraj otrzymała mieszkanie zastępcze w "czerwonej szkole" (60 m kw. - dwa pokoje z kuchnią) oraz z opieki społecznej 2.500 złotych na zakup niezbędnych rzeczy i na bieżące wydatki.
W czwartkowe późne popołudnie nad Łabiszynem unosił się czarny dym. Smród spalenizny czuć było w całym miasteczku. - To był moment - wspomina ze łzami w oczach Barbara Konciak, matka czworga dzieci, która wspólnie z mężem i emerytowaną sąsiadką straciła swój dom.