- Przecież tam są domki jednorodzinne, a nie altany - mówi jeden z Czytelników. - Chałupy mają niektórzy takie wywalone, że strach. Kominy dymią równo. Dlaczego pozwala się na coś takiego w samym mieście?
Zdaniem Jerzego Meggera, który jest prezesem na tych działkach, zarzuty są mocno wyolbrzymione. - Pilnujemy gabarytów altan - mówi. - Nie pozwalamy spalać plastików w piecach, dbamy o to, żeby działki były działkami. Dlatego u nas nie ma czegoś takiego, jak zameldowanie tutaj. Owszem, zdarza się pomieszkiwanie, ale nic więcej.
Megger uważa, że na Kościerskiej nie zachodzi to samo, co na "Metalowcu", bo nikomu nie marzy się urządzanie tutaj osiedla.
Ale to nie znaczy, że na działkach nie ma żadnego problemu. Przed kilkoma laty walne zebranie podjęło decyzję, że zostanie tu doprowadzona woda z wodociągu położonego zgodnie ze sztuką w głębi ziemi. Na dziś 1000 m rury głównej już tam jest, ale to zaledwie połowa inwestycji. I pieniędzy jest tylko na pokrycie tej części.
Nieoczekiwanie w sierpniu prezes dostał pismo podpisane przez 63 dzialkowiczów, którzy domagają się zaprzestania inwestycji, przedłożenia listy tych, którzy się za nią opowiedzieli wraz z imiennym wykazem wpłat.
- Udało się nam zejść z kosztami z 2 tys. zł na 1,2 tys. zł na jednego działkowicza - mówi Megger. - 10 tys. dorzuci nam centrala w Gdańsku, a tu coś takiego. Roboty w toku, nie ma wniosku o walne, nie wiadomo, o co chodzi.
Pokazuje listę z 2007 r., na której 217 działkowiczów jest za budową wodociągu, a także kanalizacji sanitarnej.
Bo i to zadanie było w planach. Jest projekt, dokumentacja, pozwolenie na budowę. Ale ponieważ ludzie nie mają pieniędzy, więc trzeba było wszystko zawiesić na kołku.
Megger jest rozczarowany, że w sprawie wodociągu dopiero teraz co niektórzy obudzili się i chcą zawrócić Wisłę kijem. - Od czterech lat o tym gadamy - podkreśla. - Rozumiem, żeby przyszli do mnie i po ludzku wyjaśnili. A tu teraz tylko na walnym moglibyśmy coś zadecydować.