Ruch pracowniczy jest w dołku, ale to nie znaczy, że znikły problemy. Kolejna debata zainicjowana przez stowarzyszenie "Wspólna Ziemia" i Sopocką Szkołę Wyższą dowodzi, że jest o czym rozmawiać. Jej gościem był Jarosław Urbański, socjolog i działacz związkowy Inicjatywy Pracowniczej, małego, ale prężnego związku z Poznania.
Trampolina do kariery
Jego zdaniem, zarówno "Solidarność", jak i OPZZ, duże centrale związkowe przeżywają teraz widoczny kryzys. Zżera je patologia - praca na etatach, zbyt duże skumplowanie z władzą, mała skuteczność w obronie praw pracowników i mało pomysłów, jak to robić. A do tego uwikłanie w politykę, co na ogół szkodzi.
- Związki się nam zbiurokratyzowały - twierdzi Urbański. - Są mało demokratyczne, często traktowane przez działaczy jako trampolina do innej kariery, a członkowie są w nich po to, żeby dostać jakąś chwilówkę, mieć zabezpieczenie socjalne. A to przecież nie o to chodzi.
Burzyć błogi spokój
Jak podkreśla, Inicjatywa Pracownicza działa eksperymentalnie i mimo tego, że nie ma kilku tysięcy członków, potrafi skutecznie zabiegać o pracownicze prawa. - Nie trzeba się bać - podkreśla Urbański. - Trzeba się wypowiadać na forum rad - czy to osiedla, czy miasta - o tym, co boli ludzi. W radach na ogół nie ma robotników, a diety radnych wynoszą często tyle, ile zarabia robotnik. My zabieramy głos, burzymy ten błogi spokój. Organizujemy pikiety. Trzeba sobie uświadomić, po co są związki i że robotnik bez pracy po prostu nie ma podstaw do życia.
Inicjatywa stawia na nowe narzędzia komunikacji, wykorzystuje internet, ma swoje czasopismo i druki ulotne. Protestuje przeciwko temu, żeby w związku nie było kadencyjności.
Co ciekawe, na spotkaniu działaczy związkowych było jak na lekarstwo. Organizator dyskusji Radosław Sawicki ze "Wspólnej Ziemi" ubolewał, ale Urbański skwitował, że to nie jest teraz temat na topie i taka frekwencja go nie dziwi.