Na sądowej sali wyszły na jaw rzekome słowa, które Mariusz Janik miał wypowiedzieć w 2005 r. w rozmowie z pracownicą ratusza. Ewa G., jak zeznała dzisiaj w sądzie, nagrywała Janika na prośbę burmistrza. Przeprowadziła dwie rozmowy, jedną na urzędowym korytarzu. Drugą w swoim domu. Wczoraj wiele nie pamiętała już z tamtego czasu, więc sąd odczytał jej poprzednie zeznania z przesłuchań.
Owe pisemne zapisy były porażającą listą oskarżeń natury kryminalnej i obyczajowej. Janik miał rzekomo twierdzić m.in., że zna dziewczynę skrzywdzoną przez burmistrza, która zrobiła sobie... lekarską obdukcję. G. dzisiaj na sali sądowej dodała, że Janik mówił jej również o rzekomych gwałtach Finstera.
Nie ma się więc co dziwić, że na koniec rozprawy burmistrz zażądał od Janika dowodów. Po pierwsze, dokumentacji fotograficznej z rzekomej kradzieży materiałów z budowanego szpitala na budowę domu. Po drugie, aktu urodzenia swego rzekomego 19-letniego syna z głuchoniemą kobietą. Po trzecie, dokumentów o udziałach w spółce z Janem Kulczykiem. Po czwarte, lekarskiej obdukcji rzekomej swojej ofiary. Janik skorzystał ze swojego prawa uchylenia się od odpowiedzi na zadane pytania. - Odmawiam - tak odpowiadał na każde pytanie burmistrza.
Przeczytaj też: Burmistrz Chojnic nazwał Mariusza Janika klaunem. Sąd Okręgowy uniewinnił go
Ale dzisiejsza rozprawa dotyczyła w istocie wpisów na forach internetowych i obraźliwych komentarzy w rodzaju "złodziej", "krętacz", "zwykły drobny karierowicz", "błazen miasta Chojnice", "malwersant publicznych pieniędzy". 30 czerwca sąd zdecydował o połączeniu dwóch podobnych spraw i tym sposobem dzisiaj przewód sądowy rozpoczął się od nowa.
Konieczne były nowe przesłuchania oskarżyciela i oskarżonego. Janik utrzymuje nadal, że burmistrz "zaczął tworzyć grupę przestępczą, która jest ośmiornicą na wzór mafii włoskiej". Gdy obrońca burmistrza dociekał, jak Janik rozumie słowo "błazen", ten przytoczył ostatnią sobotnią pikietę. - Burmistrz ustawił się na rynku bardzo blisko protestujących - mówił. - Stwierdził, że jego głośniki są ustawione w innym kierunku, więc nie zakłóca pikiety, co było absurdem - mówił. - To właśnie jest przykład błazenady burmistrza.
Dzisiaj w sądzie zeznawali też pracownik Centrum Parku, który zgrał na płytę nagraną rozmowę, informatyk z urzędu, który ją skopiował, dyrektor generalny UM i sekretarka.
Na poprzedniej rozprawie burmistrz stwierdził, że to Bernarda G. spisała protokół rozmowy. Teraz stwierdził, że to jego druga sekretarka. - Czy leczy się pan psychiatrycznie - zapytał Janik, twierdząc, że wcześniej zeznawał zbornie i logicznie, a dziś zasłania się niepamięcią.
Sąd uchylił to pytanie. Na listopadowej rozprawie na wniosek Janika będą przesłuchani: prezes Centrum Parku, przewodniczący rady miejskiej, członkowie rady nadzorczej Centrum Parku. Sąd rozważy wówczas, czy przesłuchać też byłego komendanta policji i jedną z policjantek. Janik wniósł też o przesłuchanie adwokata i lekarza. Dlaczego? Twierdzi, że doszło do fałszerstwa przy wystawieniu zwolnienia lekarskiego dla tego pierwszego, dzięki czemu przed słupskim sądem możliwe było przywrócenie terminu do wniesienia apelacji.
Czytaj e-wydanie »