Już na konferencji w ratuszu, kiedy wiceburmistrz Chojnic Adam Kopczyński, poinformował o wniosku Stowarzyszenia Kaszubska Jednota, wywiązała się mini dyskusja - jak to faktycznie z tą kaszubskością w mieście jest.
A wiceburmistrz przyznał, że nawet jego żona-chojniczanka Kaszubką się nie czuje. Pytanie, kto się czuje i czy to konieczne, by Chojnice miało nazwę dwujęzyczną - także kaszubską. - Kultura kaszubska oddziałuje bardzo na Chojnice - zauważa wiceburmistrz, który pochodzi z Ustki i ma się za Pomorzanina. - Może mieszkańcy nie czują się Kaszubami, ale przecież kultura kaszubska mocno oddziałuje na Chojnice. Są jarmarki, jest Kaszubska Marszruta.
Co więc zrobić? Burmistrz Arseniusz Finster: - Może nie od razu będziemy organizować referendum. Zamiast tego warto spróbować przebadać ankietowo kilkuset mieszkańców.
Przy tym jednak podkreśla, że są pewne konsekwencje, o których warto pamiętać.
Jakie?
- Mamy Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie - mówił. - Byliśmy ostatnio organizatorem Światowego Zjazdu Kaszubów. Jeżeli podjęliśmy się tego i mówiliśmy, że jesteśmy co prawda na granicy Kaszub, ale jesteśmy Kaszubami.
Dodał również, że przecież chojniczanie utożsamiają się właśnie z tym regionem, czego dowodem jest na przykład folklor. - Mamy trzy zespoły folklorystyczne i żaden nie jest inny niż kaszubski. Mamy osoby, które zajmują się rękodziełem kaszubskim.
Słyszymy, że przeprowadzenie badania ankietowego nie jest wielkim problemem, a Kopczyński dodaje, że kaszubszczyzna daje też walor nie do podważenia - marketing i rozwój turystyki.
