Chojnice. Sanepid na krawędzi bankructwa. Starosta nie chce iść za kratki

www.pomorska.pl/chojnice

Więcej aktualnych informacji z Chojnic znajdziesz również na stronie www.pomorska.pl/chojnice

Fakty rzeczywiście są niepokojące. Podczas gdy Chojnice mają zamknięte laboratorium, to w Człuchowie ono zaczyna działalność, a człuchowski starosta kupił nawet specjalistyczny samochód. Gdy Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Chojnicach stoi na krawędzi bankructwa, w Człuchowie zarabiają na wykonywaniu badań próbek kału z Chojnic.

Zagrożenie dla badania wody stwarza natomiast dobrze wyposażone laboratorium tucholskich wodociągów.

Iwona Zalewska, dyrektorka chojnickiego sanepidu przyznała bowiem, że jest ono mobilne i konkurencyjne cenowo. A przecież od stycznia jedynym dochodem chojnickiej stacji są pieniądze pozyskiwane z poboru próbek wody.

Przypomnijmy, środki, które placówka otrzymuje z budżetu państwa, zostały okrojone o 44 proc. w porównaniu do poprzedniego roku, a laboratorium nie uzyskało akredytacji. To dla sanepidu dramat.
Opozycja chciała się dowiedzieć, dlaczego starosta Stanisław Skaja w takiej sytuacji nie wspiera finansowo sanepidu albo choć nie użycza mu samochodu. Starosta odpowiedział, że tego nie zrobi, bo nie chce, by dobrała mu się do skóry Regionalna Izba Obrachunkowa.

Za co? Za naruszenie dyscypliny budżetowej i nieuzasadnione wydatki. - To wina ustaw sejmowych - mówił starosta. - Możemy mieć pretensje do Sejmu, do urzędników.

Skaja uznał, że wielu marzy się powrót do falandyzacji prawa. - Ale Falandysz już nie żyje - zauważył. - Jeżeli taka ma być pomoc, to proszę.

Starosta dodał, że za takie zachowanie grozi nawet więzienie, a on jest ciekawy, co zrobi człuchowski starosta, gdy przyjdzie do niego kontrola z RIO.