MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cicho, że aż strach

Małgorzata Święchowicz
Zdjęcie rodzinne - logistycy w Al Hillach
Zdjęcie rodzinne - logistycy w Al Hillach
Polacy w obozie Charlie na służbę najchętniej chodziliby z Mongołami, bo są zdyscyplinowani i waleczni. A po służbie, pograliby w koszykówkę z Salwadorczykami. Bo ci są niscy.

     W Al Hillah żołnierze tworzą niezłą mieszankę: batalion logistyczny z Bydgoszczy, grupa bojowa ze Świętoszowa, rumuński batalion saperów, batalion salwadorski, kompania słowacka, mongolska, plutony z Litwy i Łotwy... Ale ton w obozie najwyraźniej nadają Polacy.
     Główny plac nazwali placem Brajanka. Wzruszyła ich historia Braiana Chlebowskiego, małego chłopca z Łodzi, który zanim zginął w pożarze kamienicy, zdążył uratować swojego tatę chorego na cukrzycę i sąsiadów.
     Zresztą Polacy opanowali nie tylko główny plac. Każde miejsce w obozie nazwali po swojemu. Dowódca, płk Tadeusz Zajk, urzęduje przy ulicy Okulickiego (w Polsce mieszka właśnie przy Okulickiego, więc zrobili mu tę przyjemność). W obozie jest też ulica Nakielska, a jakże. Przecież przy Nakielskiej w Bydgoszczy mieszka szef kompanii starszy chorąży Wojciech Rejchel. Miło mu codziennie przejść się swoją ulicą.
     A przechodząc przez Nakielską w Al Hillah można dojść do żołnierskich sal, do palarni i do papużek. Ptaki siedzą w klatce zawieszonej na siatce maskującej.
     _- Dostaliśmy je w spadku po trzeciej zmianie - _mówią żołnierze. Nie zdążyli zapytać, jak tamci wołali na papużki. I teraz każdy woła, jak chce.

I tu życie jakoś się toczy.
I tu życie jakoś się toczy.

Żołnierze chwalą hammery. -

Są niezawodne, ale palą 40 litrów na 100 kilometrów

     Robi się, aż będzie zrobione
     
Z naszego regionu w obozie Charlie w Al Hillah jest aż 189 logistyków - jeżdżą w konwojach, naprawiają samochody, broń. Czasami pracy jest za dużo, a ludzi za mało.
     - Ale jakoś sobie radzimy. Myślałem, że będzie gorzej - mówi kpt. Piotr Sitarek. To jego pierwsza misja, mógł się spodziewać wszystkiego najgorszego. A tu takie miłe rozczarowanie. W kompanii ma świetnych ludzi. - Wyszkoleni, zdyscyplinowani - chwali. - Nikogo nie trzeba poganiać, każdy wie, co ma robić.
     I nikt nie liczy godzin. Robi się, aż będzie zrobione.
     Są w Al Hillah od lutego, a już zebrała się górka dyplomów pochwalnych - za ponadprzeciętne zaangażowanie, za profesjonalizm, sumienność, operatywność...
     To, jak bardzo są operatywni, widać nawet po wejściu do sal, w których mieszkają.
     - Gdy przyjechaliśmy, były tylko gołe ściany i łóżka - mówią. Teraz nad łóżkami wiszą moskitiety, przy łóżkach w równym rzędzie stoją szafki.
     Drzwi szafek, to najlepsze miejsce na manifestowanie tego, kto za czym tęskni. Jedni wieszają rysunki swoich dzieci, inni zdjęcia narzeczonych. Jeszcze inni bilet na dyskotekę w Polsce.
Z pokładu śmigłowca obóz widać najlepiej.
Z pokładu śmigłowca obóz widać najlepiej.

I tu życie jakoś się toczy.

     Z Bagdadu do Basry
     
Al Hillah, to ponad pół miliona mieszkańców. Położone nad rzeką Szatt al-Hilla, odgałęzieniem Eufratu. Jest tu kilka dużych zakładów: cementownia, fabryka włókien sztucznych, zakłady przetwórstwa spożywczego. Miasto leży przy autostradzie z Bagdadu do Basry, więc stale jest ruch.
     I trzeba ten ruch obserwować - wartownicy czuwają w tzw. gniazdach: na obrzeżach obozu zbudowali wysokie wieże, wypatrują każdego niepokojącego sygnału.
     28 lutego na rynku, tuż pod murem obozu, wybuchł samochód-pułapka. 160 osób zginęło na miejscu, ponad 40 zmarło w szpitalu.
     Kiedy indziej samobójca wysadził się pod samą bramą obozu, nie było co zbierać.
     Przyznają, to był szok. Dopiero co przyjechali z Bydgoszczy, Grudziądza, Nakła, Ciechocinka. Jeszcze nie przywykli, a tu takie uderzenie.
     W 10 minut do Polski
     
Dzwonią do domów, mówią żonom i mamom, że wszystko w porządku. Już oswoili się z Irakiem.
     Mogą rozmawiać z bliskimi codziennie - mają dziesięć minut na połączenia z numerami stacjonarnymi i cztery minuty na komórki.
     - Wystarczy - twierdzą. Choć czasami to za mało, żeby wytłumaczyć, jak to naprawdę jest tu, w Iraku.
     Bo ktoś z Polski pyta na przykład: Co robisz, kiedy masz wolne? Albo: Czy dają wam przepustki do miasta, na zakupy?
     A tu nie ma mowy, ani o wolnym, ani o wychodzeniu sobie na spacer po mieście.
     Kiedyś, owszem, żołnierze z pierwszej zmiany wybierali się na miejscowy rynek, robili zakupy, a Irakijczycy wesoło zagadywali: Cieść, jak sie maś? Teraz Irakijczycy raczej wesoło nie zagadują. Czasami nawet wychodzą na dachy domów, żeby przez mury obozu zobaczyć żołnierzy i pokazać im, że jakby mogli, to by im podcięli gardło.
     
     Więc lepiej uważać.
     
Przy wjeździe do obozu są posterunki, przez które nikt niepowołany i gruntownie niesprawdzony nie może się dostać. Kontrahenci dostarczający do obozu urządzenia, materiały, czy choćby żwir, muszą przy bramie przepakować towar.
     - Zdarzało się, że w żwirze były pociski - mówi płk. Zajk.

Z pokładu śmigłowca obóz widać najlepiej.

     Jak Apator z Polonią
     
Na placu Brajanka stoi tablica, na której codziennie wywieszają najświeższe wydanie "Gazety Pomorskiej". W Wielką Sobotę mogą nawet przeczytać o sobie, jest tekst o służbie w Al Hillah. Ale ich głównie interesuje, co tam w Polsce, więc czytają o tym, że powódź szczęśliwie ominęła Toruń, Chełmno i bydgoski Fordon. I bardzo ich interesują wiadomości sportowe - w świąteczny poniedziałek rozpocznie się Kryterium Asów Polskich Lig Żużlowych. Już tym żyją. Kapitan Sitarek i kapral Marek Janka trzymają kciuki za zawodników bydgoskiej "Polonii", a plutonowy Marek Rybicki za tych z toruńskiego "Apatora".
     - Czy się w Al Hillah kłócą "Apator" z "Polonią"?
     - Nigdy - mówi kapral Janka i zabiera plutonowego Rybickiego na papieroska. - Chodź "Apator", zapalimy w zgodzie.
     
     Bez strat
     
W sobotę obóz Charlie odwiedza wiceminister Janusz Zemke. Są generałowie z Polski, dziennikarze. Ruch, zamieszanie, spotkanie z żołnierzami. Kucharze przygotowali wielkanocne przysmaki: żurek, bigos, śledzie...
     Wszyscy w świątecznym nastroju. Tylko ci, którzy siedzą w gniazdach - punktach obserwacyjnych na krańcach obozu, w napięciu wypatrują, czy Irakijczycy czegoś nie szykują. Odkąd był ten wybuch na rynku, w którym zginęło 200 osób, jakoś tak cicho. Żadnych nowych wybuchów.
     - Aż mnie ta cisza trochę niepokoi - mówi płk. Zajk, kiedy się z nami żegna.
     
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska