- Tata był z zawodu ogrodnikiem, a największą przyjemnośc sprawiała mu uprawa pomidorów, ogórków i sałaty. Nikt takich pomidorów malinowych jak tata nie hodował. Miał swoje sposoby na podlewanie i nawożenie - mówi córka Danuta, która opiekuje się jubilatem. Mieszkają w rodzinnym gnieździe przy ul. Bema. Od niedzieli drzwi domu się nie zamykają, bo takie okazje jak ta nie zdarzają się codziennie, choć akurat w tej rodzinie pan Kazimierz nie jest wyjątkowym jubilatem. - Siostra taty umarła w wieku stu dwóch lat - mówi pani Danuta.
Jubilat urodził się w Helenowie w gm. Koneck jako najmłodszy z dziewięciorga rodzeństwa. Do Ciechocinka trafił dzięki temu, że zakochał się w ciechociniance. W czasie wojny nie ominęła go niemiecka niewola. Po wojnie podjął pracę jako ogrodnik w wojskowym sanatorium i pracował tam aż do emerytury, Żona zajmowała się trzema córkami i synem. Stulatek dziś może pochwalić się czterema wnuczkami i wnukiem, dziewięciorgiem prawnuków i roczną praprawnuczką Natalią.
Jeszcze dwa lata temu z zapałem kopał przydomowy ogródek, budząc podziw znacznie młodszych od niego członków rodziny i sąsiadów. Uprawiał swoje ukochane pomidory.
Dziś sił ma już mniej, ale lubi towarzystwo. Słyszy nieźle, gorzej ze wzrokiem. Kocha słodycze. - Przez całe życie był szczupły, choć ciastka, paczki, czekoladki, cukierki były jego prawdziwą namiętnością i tak jest do dziś - mówi córka Aniela. - Aż oczy mu się śmieją na szelest papierka od cukierka. Nie odmówi też kieliszeczka czegoś mocniejszego, na przykład koniaku, ale za słodyczami przepada. I nie ma ani choresterolu, ani podwyższonego ciśnienia - podkreśla.