Ewa Woźniak
W Dąbrowie Biskupiej mieszka zaledwie od trzech lat, uśmiech nie schodzi jej z twarzy, spotkaliśmy ją podczas gry w piłkę ze swoim 4-letnim synem Mateuszem
- Jestem zadowolona z życia w Dąbrowie Biskupiej. Jest tu cisza i spokój. Całe życie mieszkałam w Inowrocławiu, więc potrafię to docenić. Byłabym jednak szczęśliwsza, gdyby w naszej miejscowości było przedszkole i plac zabaw. Za biblioteką są co prawda dwie huśtawki, ale po pierwsze nie nadają się do bujania, a po drugie - można z nich korzystać tylko do godziny 15.00. Wtedy to właśnie zamykana jest biblioteka. Synek jeździ trzy razy w tygodniu do przedszkola w Chlewiskach. Miałam szczęście, że się załapał. Dzieci dowozimy samochodami, na zmianę z dwoma innymi mamami. Radzimy sobie. Przedszkole w Chlewiskach jest małe. Pani może przyjąć tylko 18 dzieci. Teraz korzysta z niego tylko troje małych mieszkańców Dąbrowy Biskupiej. Gdyby przedszkole było na miejscu, z pewnością chętnych byłoby więcej.
Marcin Skrzypczak

Marcin Skrzypczak i fryzjerka Elżbieta Borowicz
Od urodzenia mieszka w Stanominie, 3 kilometry od Dąbrowy Biskupiej, właśnie przyjechał do jedynego w stolicy gminy zakładu fryzjerskiego
- W Stanominie jest tak, jak prawdopodobnie w każdej wsi - spokój, cisza i brak tłumów. Studiowałem w Toruniu przez 5 lat, więc za miastem już nie tęsknię. Nawet o godzinie 22.00 ulicą Szeroką maszerują tłumy. Coś okropnego. Człowiek czuje się tam, jak w klatce. Łatwo złapać doła. Wiejski klimat mi odpowiada. Ludzie chyba zaczynają doceniać życie na wsi, bo coraz więcej ich się tu buduje. Mam gospodarstwo i lubię się nim zajmować. Różnie się dziś żyje rolnikowi. Człowiek nie ma żadnego wpływu na ceny, a na pogodę już w ogóle. Susza nam doskwiera. Kłosy mają zaledwie pół listka zielonego. Na dobrych ziemiach zboża sobie poradzą. Gorzej będzie na mozaikowych, pstrokatych albo zupełnie słabych. Często odwiedzam Dąbrowę Biskupią. Mam tu wszystko, czego potrzebuję. Jest bank, urząd, apteka, przychodnia, ładna nowa szkoła i fryzjer. Czasami muszę niestety jechać do miasta do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Hubert Przekwas

Hubert Przekwas
Miał roczek, jak wraz z rodzicami przeprowadził się tu z Rejny, jest uczniem pierwszej klasy Gimnazjum w Dąbrowie Biskupiej, jest młodym i bardzo inteligentnym chłopcem, w przyszłości chce zostać elektrykiem samochodowym
- Po szkole wracam do domu, odrabiam lekcje i pomagam mojemu starszemu bratu w prowadzeniu gospodarstwa. Miesiąc temu zmarł nam tata, więc obowiązków mi nie brakuje. Pracuję między innymi przy małych byczkach i świnkach. Gdy już zrobię wszystko co trzeba, idę do kolegi w Chlewiskach. Gramy na komputerze, spacerujemy po okolicy. Lubimy też pokopać piłkę. W Chlewiskach nie mamy boiska. Jedną bramkę tworzą dwa rosnące drzewa, a drugą zrobiłem sobie z kolegą. To boisko, które mamy w Dąbrowie Biskupiej jest fajne, tylko trochę za duże. Przydałoby się mniejsze i trawiaste. Chciałbym również, żeby był u nas basen. Bardzo lubię pływać. Co sobotę staram się jeździć na basen do Inowrocławia. W mieście jednak nie chciałbym mieszkać. Na wsi jest bezpieczniej.
Zofia Leśniewska

Zofia Leśniewska
Mieszka od urodzenia w Walentynowie i codziennie dojeżdża do pracy w sklepie w Dąbrowie Biskupiej (10 kilometrów w dwie strony), śmieje się, że dzięki temu na zdrowie nie narzeka
- Podoba mi się w Dąbrowie Biskupiej. Wszystko mamy na miejscu. Jest bank, poczta, gmina, duża szkoła, apteka i ośrodek zdrowia. Jest praktycznie wszystko. A minusem jest to, że ludzie nie mają pracy. Jest tu niewiele firm. Pracuję w sklepie, więc mam częsty kontakt z ludźmi. Co ciekawe narzekają ci, którzy pieniędzy mają najwięcej. Kolejnym minusem Dąbrowy jest to, że mamy daleko do miasta. Ale tego to już niestety nie zmienimy. Na dojazdy do Inowrocławia nie można narzekać, odkąd kursują tędy prywatne busy. Zatrzymują się na machnięcie ręką, praktycznie wszędzie. Do pracy przyjeżdżam rowerem. To najtańszy i najzdrowszy środek lokomocji. Niektórzy zazdroszczą mi ciszy i spokoju, jakie mam w moim domu pod lasem w Walentynowie. Nikt mnie nie podgląda. Można swobodnie się opalać. Tam jest wręcz przepięknie. Jak chodziłam do szkoły średniej w Inowrocławiu, marzyło mi się życie w mieście. Teraz nie zamieniłabym się z nikim.
Monika Kachel

Monika Kachel
Jest rodowitą mieszkanką Dąbrowy Biskupiej, pracuje w sklepie przy ulicy Długiej, codziennie oprócz miejscowych odwiedzają ją klienci przejeżdżający przez stolicę gminy, wpadają ludzie z Warszawy, a nawet ze Śląska
- Nie żałuję, że mieszkam w Dąbrowie Biskupiej. Jest mi tutaj dobrze. Nie wyobrażam sobie siebie w mieście. Tam jest zbyt duży hałas i bieganina. Ludzie wszędzie się spieszą. Niczego mi tutaj nie brakuje. A jak mam ochotę jechać do kina, to wsiadam w samochód, pół godziny i jestem na miejscu. Mam niewiele wolnego czasu. Dużo pracuję. Jednak jak tylko pojawi się chwilka, to z towarzystwem dobrych znajomych jedziemy do Torunia. Nawdycham się trochę miasta i wracam na wieś. Przyznam się szczerze, że minusów mieszkania w Dąbrowie Biskupiej nie dostrzegam. Pracuję w tym sklepie już od czterech lat. Klienci są różni. Trzeba ich humory znosić. Człowiek już się do tego przyzwyczaił. Jestem zadowolona z życia.
Agnieszka Borkowska

Agnieszka Borkowska
Od urodzenia przez 15 lat mieszkała w Dąbrowie Biskupiej, potem na 6 lat wyprowadziła się do Inowrocławia i wróciła tu ponownie, pracuje w Domu Pomocy Społecznej w Parchaniu
- Plusem Dąbrowy Biskupiej jest to, że na miejscu są sklepy, szkoła, ośrodek zdrowia, urząd gminy i poczta. Muszę pochwalić radę sołecką. Ostatnio zorganizowała nam dzień kobiet, dzień mamy i dzień dziecka. Było wspaniale. Trochę zawodzi nas PKS. Kiedyś tych autobusów przejeżdżających przez naszą miejscowość było dużo więcej. Mam więc problemy z dojazdami do Parchania. Jak rozpoczynam pracę o godzinie 6.00 rano, to wyjeżdżam stąd już o 4.40. Bardzo uciążliwe jest codzienne godzinne oczekiwanie na pracę. W Dąbrowie Biskupiej przydałby się plac zabaw. Dzieci nie mają gdzie się podziać. Świetlica wiejska niby jest, a jej nie ma. Zatrudniani są stażyści, którzy od czasu do czasu przychodzą ją otworzyć. Przydałoby się też przedszkole z prawdziwego zdarzenia. Znam wielu rodziców, którzy nie idą do pracy, bo nie mają co zrobić ze swoimi pociechami. Więcej minusów nie potrafię wskazać. Posmakowałam życia w dużym mieście. Drażnił mnie tam hałas i brak swobody. Nie podobało mi się w Inowrocławiu, więc wróciłam do Dąbrowy. I tego nie żałuję.
Roman Wieczorek
Rozmowa z Romanem Wieczorkiem wójtem gminy Dąbrowa Biskupia
- Panie wójcie, zastanawiamy się, dlaczego w Dąbrowie Biskupiej tak trudno było nam znaleźć ludzi, którzy podzieliliby się z nami refleksją na temat życia w miejscowości, w której mieszkają. Boją się otwarcie krytykować wójta Romana Wieczorka?
- Wątpię. Może po prostu uznają, że w gminie nie jest aż tak źle, by otwarcie występować z ostrą krytyką. Zaznaczam jednak, że daleko mi do samouwielbienia.
- Część mieszkańców, która zdecydowała się z nami porozmawiać jest zadowolona z życia w tej wsi. Chwalą ciszę i spokój.
- Wolałbym usłyszeć inne plusy.
- Ludzie mówili nam też to, co im się w Dąbrowie nie podoba. Zacznijmy od tych, którzy nie mieli odwagi stanąć przed aparatem fotograficznym. Rażą ich chwasty przy drogach.
- To jest rzeczywiście problem i dotyczy głównie drogi wojewódzkiej, która przechodzi przez Dąbrowę. Wynika to z kłopotów z interpretacją prawa. Mieszkańcy nie chcą kosić, bo twierdzą, że jest to pas drogowy. Zarząd Dróg Wojewódzkich mówi natomiast, że powinni to robić mieszkańcy. Osobiście uważam, że odpowiada za to zarządca drogi. Będę interweniował w tej sprawie.
- Mieszkańcy narzekają też na brak koszy przy chodnikach.
- Przyznam szczerze, że pojemniki takie stoją w miejscach publicznych: przy szkole, ośrodku zdrowia i wiatach autobusowych. Przy chodnikach rzeczywiście ich nie ma. Rozważymy tę sprawę.
- Teraz mamy cykl pytań dotyczących najmłodszych mieszkańców wsi. Dlaczego w Dąbrowie nie ma przedszkola?
- W latach 90. mieliśmy w Dąbrowie przedszkole. Mieściło się ono w budynku, w którym dziś jest biblioteka. Uczęszczało do niego 27 dzieci. Zatrudnionych mieliśmy 6 pracowników. Warunki były kiepskie. Sanepid nieustannie miał do nas zastrzeżenia. W chwili, gdy likwidowaliśmy przedszkole, 17 dzieci mogło uczęszczać do "zerówki" do szkoły, a tylko 10 było poniżej szóstego roku życia. Gmina do utrzymania tej instytucji dokładała rocznie 180 tysięcy złotych. Radni mówili mi, że znacznie taniej będzie zatrudnić guwernantki.
- Czy są jakieś szanse na to, by przedszkole do Dąbrowy Biskupiej wróciło?
- Jestem za małymi przedszkolami przyjmującymi dzieci pięć dni w tygodniu po cztery godziny. Napisaliśmy projekt do Urzędu Marszałkowskiego na stworzenie takich jednostek w gminie: w Chlewiskach, Pieraniu, Ośniszczewie i w Dąbrowie Biskupiej. Nasz projekt, który tworzyło jedenaście gmin, przepadł. Nie poddajemy się jednak. We wrześniu będzie kolejny nabór wniosków na małe przedszkola. Tym razem wystartujemy samodzielnie. Poza tym w ramach programu "500" otrzymaliśmy ponad 60 tysięcy euro. Znaczną część tych pieniędzy chcemy przeznaczyć na uruchomienie małych przedszkoli. Najważniejsze jest również to, że ich istnienie nie będzie obciążało zbytnio kieszeni rodziców.
- Przechodząc przez wieś ze smutkiem zauważyliśmy, że świetlica, która powinna być czynna od godziny 12.00 do 20.00, jest zamknięta. Co się dzieje?
- Jakiś miesiąc temu pracownik, który prowadził świetlicę, zrezygnował z pracy. Pani sekretarz oddelegowała w to miejsce stażystkę. W chwili, gdy panowie byliście w świetlicy, ona przygotowywała się do przyjęcia Litwinów, którzy następnego dnia mieli odwiedzić naszą gminę. Dlatego drzwi do świetlicy były zamknięte. Stażystka miała wrócić po zakończeniu przygotowań. Chcemy dokonać naboru nowego pracownika. Mamy jednak pewien plan. Rozważamy, czy nie będzie prawnych przeszkód, by przez cztery godziny prowadził przedszkole, a kolejne cztery - świetlicę.
- A kiedy dzieci z Dąbrowy doczekają się placu zabaw?
- Dwukrotnie staraliśmy się o pozyskanie środków unijnych na ten cel. Odpowiedź zawsze była ta sama: nasza gmina ma zbyt duży wskaźnik G, czyli dochód przypadający na jednego mieszkańca gminy. Żal jest wydać 30 tysięcy złotych z własnego budżetu na plac zabaw, gdy ważniejszych potrzeb w gminie jest dużo więcej. Złożyliśmy wniosek po raz trzeci. Mam nadzieję, że tym razem pieniądze dostaniemy.
- Młodemu sympatycznemu mieszkańcowi Dąbrowy zamarzył się basen. Spełni pan jego marzenie?
- Każdy ma prawo do marzeń. Przyznam się szczerze, że takich pomysłów po naszej gminie krąży więcej. Nie sztuką jest wybudowanie basenu. Pieniądze byśmy na to uzbierali. Nie utrzymalibyśmy jednak tego. Dlatego też tego marzenia nie uda mi się zrealizować.