Spis treści
- Dla przysłowiowego Kowalskiego największym zagrożeniem może być wzrost cen towarów importowanych ze Stanów Zjednoczonych, jeśli Unia Europejska wprowadzi cła odwetowe - ocenia Paweł Majtkowski, znany analityk z e-Toro.
Uważa, że UE zapewne je wprowadzi, co może wywołać wzrost cen m.in. elektroniki czy alkoholi z USA.
Polska importuje więcej do USA niż eksportuje. Co importuje?
Polska importuje więcej produktów na amerykański rynek niż eksportuje. Są to przede wszystkim maszyny i urządzenia elektryczne. W zeszłym roku towary stamtąd stanowiły 5 procent polskiego importu (19 mld dolarów, 17 proc. więcej niż w 2023 r.), co oznacza, że USA były trzecim największym importerem do naszego kraju (po Niemcach i Chinach).
Problemy dotkną też eksporterów. Jakie?
- Problemy mogą także dotknąć firmy, które eksportują do Stanów Zjednoczonych lub produkują komponenty dla firm eksportujących do USA z innych krajów oraz, oczywiście, ich pracowników - mówi Majtkowski.
Te kujawsko-Pomorskie firmy eksportują towary do USA
Produkty sprzedawane do USA pochodzą m.in. z Kujaw i Pomorza, a są to np:
Toruńskie Pierniki, artykuły Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych (Bella, Seni czy Happy),
płatki śniadaniowe Nestlé z Cereal Partners Poland Toruń-Pacific,
urządzenia z bydgoskiej firmy Teldat (producent słynnych zestawów rakietowych Patriot).
Bydgoski Hanplast dostarcza dla Philipsa obudowy do lamp i telewizorów, trafiają m.in. do USA.
Dodajmy też, że większościowym udziałowcem ZT Kruszwica jest Bunge Limited – globalny koncern rolno-spożywczy z siedzibą w Stanach (z Kruszwicy wyjeżdża np. znany Olej Kujawski).
Natomiast wysokie cła na produkty z Chin, sięgające aż 54 proc. (34 proc. nowych taryf plus 20 proc. wcześniejszych) mogą wywołać mocny spadek chińskiego eksportu do USA.
Chińskie produkty będą tańsze?
- Chiny będą musiały przekierować towary gdzie indziej, może do Europy. To oznaczałoby dostęp do nich po niższych cenach, co z kolei złagodzi wzrost kosztów wynikający z droższych towarów amerykańskich - uważa analityk e-Toro.
Kogo to może dotyczyć? Wielu z nas, bo kto nigdy nie kupił czegoś „made in China”? Zapewne większość kupiła.
Tak cła uderzają w złotówkę. Kto straci?
„Groźba załamania światowego handlu rykoszetem uderzyła w rynek złotego” - alarmuje z kolei Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl.
Przez długi czas euro było tanie, jeszcze niedawno kosztowało 4,09 zł, a 8 kwietnia to było 4,29 zł (według kursu NBP). Wyższy kurs europejskiej waluty nie służy na pewno Polakom planującym wyjazdy zagraniczne, m.in. do krajów strefy euro. Mamy zaś sezon wiosenny, a po nim nastąpi letni i sporo osób planuje urlopy poza naszym krajem.
Więcej trzeba płacić również za franka szwajcarskiego (8 kwietnia za 4,57 zł), a to nie jest dobra wiadomość dla osób wciąż spłacających kredyty w helweckiej walucie. Z około 700 tys. podpisanych umów na rynku pozostało ponad 300 tys. aktywnych kredytów frankowych.
„Stabilne są za to notowania pary dolar-złoty. A to dlatego, że amerykańska waluta wyraźnie słabła w stosunku do euro” skomentował Kolany. 8 kwietnia dolar kosztował średnio 3,92 zł.
Co czeka fanów smartfonów Apple?
Mamy też garść informacji dla fanów smartfonów Apple. Amerykański iPhone to najlepiej sprzedający się smartfon na świecie, bardzo popularny także w naszym kraju. Cena jest zdecydowanie wyższa niż w przypadku innych telefonów.
Jak podaje nasza Strefa Biznesu, telefony iPhone przeznaczone na rynek europejski są zazwyczaj wysyłane bezpośrednio z Chin do europejskich magazynów Apple, omijając Stany Zjednoczone. Oznacza to, że cła nałożone przez USA nie mają bezpośredniego wpływu na koszty importu iPhone’ów do Europy.
To nie oznacza, że Europejczycy nie odczują podwyżki cen na produkty takich firm, jak Apple. Przedsiębiorstwo działa globalnie, ale zarządza marżami i kosztami w ujęciu całościowym, a nie osobno dla każdego regionu.
Jeśli w USA, które są kluczowym rynkiem, wzrosną koszty importu komponentów, firma może ponieść straty, nawet przy próbie ograniczenia podwyżek dla amerykańskich konsumentów. Aby ich nie zrazić i utrzymać udział w rynku, Apple może zdecydować się na tylko częściowe przerzucenie kosztów na klientów w USA, a resztę „odbić sobie” w innych regionach – w tym w Europie, gdzie klienci są przyzwyczajeni do wyższych cen i gdzie iPhone ma silną pozycję premium.
