- Od roku walczę z wszami - tłumaczy mieszkaniec Warlubia. - Córka zaraża się w miejscowej szkole podstawowej. Zgłaszałem sprawę wychowawcy oraz dyrekcji, lecz nie mogą pomóc, gdyż każdy rodzic musi podpisać oświadczenie, że zgadza się na zbadanie głowy przez higienistkę. Wiadomo, że wszystkie dzieci powinny być leczone równolegle. Inaczej nie ma to sensu.
Córka płacze w domu
Niestety, nie każdy rodzic deklaruje współpracę. W efekcie, kilka dni po wyleczeniu córka Czytelnika wraca do domu z wszami. - To plaga! - denerwuje się rodzic. - Jestem bezsilny. Wydajemy pieniądze na leki przeciw wszawicy, a ciągle jest tak samo. Co gorsza, dziecko wiecznie płacze, wstydzi się rówieśników, unika z nimi kontaktu, zamyka się w sobie. Proszę o pomoc, bo sam nie mogę się uporać z tym kłopotem.
Potrzebujemy zgody
Szkole też jest ciężko. - Już we wrześniu, na pierwszym zebraniu z rodzicami powiadomiliśmy ich o wszawicy. Wyjaśniliśmy, że metodą na wygranie z nią jest regularna kontrola, którą może przeprowadzać nasza higienistka, ale wcześniej każde dziecko musi dostarczyć oświadczenie, że rodzice się na nią godzą - tłumaczy Maria Jankowiak, dyrektor Zespołu Szkół w Warlubiu.
Kadra przygotowała nawet gotowe oświadczenia, ale nie wszyscy rodzice je podpisali. - Będziemy do tego ponownie zachęcać podczas najbliższej wywiadówki. Zachęcać, bo zmusić nie mamy prawa - podkreśla pani dyrektor.
Krzywdzą inne dzieci
Jednak sytuacja nie jest bez wyjścia. - Lekceważenie problemu przez niektórych rodziców narusza dobra osobiste pozostałych, zwłaszcza ich dzieci. To mocna podstawa do wszczęcia postępowania w sądzie - ocenia Ewa Brzozowska-Kowalka, prawnik "Pomorskiej" i oferuje pomoc w przygotowaniu pozwu.
Niewykluczone, że sfrustrowani opiekunowie skorzystają z oferty, bo stracą cierpliwość. Nieopanowana wszawica będzie się plenić. W wypadku Warlubia - w autobusie, którym dzieci dojeżdżają do szkoły. Wystarczy powiedzieć, że dotyczy to 190 na 300 uczniów warlubskiego gimnazjum.