https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czas ucieka, chętnych nie ma, a robić trzeba

Tekst i fot. Barbara Zybajło
Tradycyjnie już "Kamionka" to ulubiony temat radnych i bez dyskusji o gminnej spółce sesja w Gostycynie nie byłaby sesją.

I tym razem prezesowi Andrzejowi Stołowskiemu nie odpuszczono - wczoraj odpowiadał na pytania, wyjaśniał i tłumaczył.

"Kamionka" stoi przed dużym problemem - nie znalazł się chętny na wykonanie modernizacji ujęcia wody i stacji uzdatniania w Pruszczu oraz modernizacji przepompowni w Bagienicy_. _Drugi przetarg nie wyłonił wykonawcy, bo oferowane pieniądze były za małe i nikt nie połakomił się na wykonanie inwestycji. A na zadanie gmina uzyskała promesę z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i choć udało się ją przesunąć, to przecież nie da się tego robić w nieskończoność i WFOŚ dał czas do końca września.

- Mamy tydzień na zawarcie umowy - mówił Andrzej Stołowski. - To nie tajemnica, że wykonaniem prac jest zainteresowany "Tuchwod" i będę z nimi na ten temat rozmawiał. Szkoda, żeby taka inicjatywa przepadła.

Nawijają i naprawiają

Radna Helena Ciżmowska dociekała, jakie są przyczyny spalenia pomp w Przyrowie. - Ile to kosztuje i kto za to płaci? - pytała. A radny Andrzej Kłos chciał wiedzieć, kiedy zostanie przeniesiona studzienka w Kamienicy, bo unoszące się z niej zapachy już nie dają ludziom żyć.

Stołowski tłumaczył, że w Przyrowie urządzenia są japońskie, drogie, ale raczej nieawaryjne, ale problem jest z przepompowniami sieciowymi i grawitacyjnymi. I to problem duży, bo mieszkańcy traktują kanalizację jak śmietnik i pozbywają się przez rury wszystkiego. - Butelki plastikowe i środki ochrony dla kobiet - mówił. _- To się wszystko nawija, a my naprawiamy i przewijamy, bo na wymianę nas nie stać. _A koszty są duże, bo taka pompa kosztuje 5 tys. zł. W czyszczalni przyzagrodowej mniej, bo 2 tys. zł.

Prezes "kamionki" przypomniał, że mieszkańcy dostali ostrzeżenia na piśmie i jak to nie pomoże, to sprawa trafi do sądu. Wspomniał też, że o ile w przydomowych oczyszczalniach winnych jest ustalić łatwo, to w miejscach, gdzie kanalizacja jest grawitacyjna, tego się zrobić nie uda, a przecież mieszkańcy z całej gminy mają takie grzechy na sumieniu. - Czyli winne są kobiety i podpaski - irytowała się radna Barbara Kołomyjska. A radny Ryszard Kielbratowski przypominał, że jak się idzie do sądu, to trzeba najpierw winnego złapać za rękę.

Trzeba pożenić

Stołowski przekonywał, że problem z kulturą mieszkańców jest niezależnie od płci i to w każdym miejscu gminy. Apelował o korzystanie z urządzeń zgodnie z ich przeznaczeniem.

Radny Kłos też doczekał się odpowiedzi, ale mieszkańcy dobrych wieści nie dostali, bo okazało się, że studzienka owszem, może być przeniesiona, ale tylko w razie wykonywania tam inwestycji. - Wtedy będziemy myśleć, jak to pożenić - mówił Stołowski.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska