Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czeka nas kolejna fala zwolnień i upadłości firm

Rozmawiała Agnieszka Domka-Rybka [email protected] tel. 052 32 63 186
- Wychodzenie z obecnego kryzysu będzie powolne i długie
- Wychodzenie z obecnego kryzysu będzie powolne i długie Fot. Agnieszka Domka-Rybka
Kryzys nie pogodził Bydgoszczy i Torunia... Rozmowa z Ryszardem Petru, ekonomistą.

- Radzi pan przedsiębiorcom, jak spokojnie przetrwać kryzys. Da się tak? Jak długo jeszcze potrwa i czy w ogóle się skończy?

- To bez wątpienia najdłuższy kryzys w USA od drugiej wojny światowej, trwa już 18 miesięcy. I najdłuższy w Polsce, borykamy się z nim od 15 miesięcy. Jest wyjątkowy i nie ma cudów: wychodzenie z niego będzie powolne i długie. Pierwsze sygnały ożywienia pojawią się w Stanach Zjednoczonych - myślę - pod koniec tego roku, u nas później. Czyli: 2009 rok będzie jeszcze bardzo zły, ale w 2010 roku powinno zacząć znacznie się poprawiać. Ale oczywiście nie od razu będzie lepiej. Dużo zależy teraz od relacji między pracodawcami i pracownikami. Muszą mieć świadomość, że jadą na tym samym wózku i jeśli trzeba oszczędzać, muszą obie strony. Inaczej się nie da!

- Czyli można to tak rozumieć: jeżeli szef wezwie na dywanik pracownika i powie, że jest zmuszony obniżyć mu pensję, dobrze, gdy ten również wykaże się umiejętnością liczenia. Zaproponuje więc, by prezes przesiadł się ze służbowego BMW do oszczędniejszego modelu?
- Można i tak. Byle tylko firma wyszła na prostą. I, jeśli to pomoże, może warto wybrać ekonomiczne auto.

- Ale już tak zupełnie szczerze, i tak nie unikniemy kolejnych zwolnień?

- Niestety, dopiero teraz konsekwencje kryzysu będą najbardziej odczuwalne. Wcześnie padł eksport i siadła produkcja. Firmy zaczęły oszczędzać, między innymi zwalniać i skracać czas pracy. Jednak sytuacja na rynku nie poprawiła się, wręcz przeciwnie. Spada popyt wewnętrzny, i część firm nie jest w stanie utrzymać dotychczasowej produkcji. Czeka nas więc kolejna fala zwolnień i upadłości firm.

- Jak to się ma do ożywienia w 2010 roku, o którym pan mówił przed chwilą?
- Ono nastąpi, ale nie od razu da nowe miejsca pracy. To będzie wyglądało tak: z jednej strony nadejdzie fala poprawy, z drugiej: jeszcze wiele osób straci pracę. A w kryzysie jest tak, że najpierw musi dojść do restrukturyzacji, aby potem mogło dojść do poprawy.

- Ilu jeszcze ludzi pójdzie na bruk?
- W tym roku pracę straci jeszcze 100 - 300 tysięcy Polaków, bezrobocie może sięgnąć 14 procent.

- Aż tyle? Kiedy oni pójdą na bruk?
- Jesienią, bo dziś efekt lata jakby neutralizuje problemy. Jest dużo pracy sezonowej i więcej robót publicznych. Ale jesień będzie naprawdę bolesna. Niestety.

- Niektórzy już płaczą, choćby niektórzy nasi przedsiębiorcy, którym skarbówka zajęła konta. Tłumaczenie się kryzysem nie przekonało urzędników. Chyba że na własnej skórze go odczuli, np. obcięli im premie, bo takie sygnały też do nas dochodzą. Tylko urzędnik nie zostaje z długami, jak przedsiębiorca, który splajtuje. A upadłości będzie przecież jeszcze więcej?
- Niestety, tak. Jednak w Niemczech jest dużo gorzej. Skala spadku popytu eksportu jest ogromna. Tam firmy padają i będą padać jeszcze bardziej.

- Jakiś czas euro było mocne, nie pomogło eksportowi?
- Pomaga o tyle, że eksporterzy nie liczą strat. Ale co z tego, skoro nie ma zamówień? Podobnie jest u nas. Jednak dla eksportu byłoby dramatyczne, gdyby nastąpił i spadek popytu, i umocnił się złoty. Tak - na szczęście - nie jest! Wielu eksporterów przetrwa więc kryzys, co wcale nie znaczy, że nie będą zwalniać.

- Kryzys w 2001 roku musiał być gorszy dla eksportu?

- Obecny kryzys nie jest tak beznadziejny, jak ten na przełomie 2000 i 2001 roku. Ruszały wtedy pierwsze restrukturyzacje, firmy miały straszne zatory płatnicze. Teraz jesteśmy po przejściach, bardziej zaprawieni w boju i elastyczni.

- Jakie branże mają się najgorzej?
- Samochody, meble i deweloperka. Ale - powtarzam - w Niemczech jest dużo gorzej.

- Deweloperzy dyktowali ceny, które były nadmuchane. Teraz balon pękł...
- Tak, deweloperzy to dla mnie przykład branży, która nie potrafiła być elastyczna.

- A które branże najbardziej opierają się kryzysowi?
- Spożywcza, farmaceutyczna i medyczna: zawsze będziemy jeść i się leczyć. Zakup mebli i samochodu możemy przesunąć w czasie. Nie są nam aż tak bardzo potrzebne do życia.

- Rząd zrobił wystarczająco dużo, by nam ulżyć w kryzysie? Czy tylko mamy wolności gospodarcze na papierze?
- Kierunek jest właściwy, ale wolałbym, aby działania rządu były szybsze. To, co jest dobre, istnieje tylko na papierze. Nasze państwo nie jest skuteczne w sytuacji kryzysowej!

- Kryzys jest bardziej odczuwalny w dużych miastach czy mniejszych miejscowościach?
- Ciągle są duże dysproporcje między nimi, np. w Warszawie bezrobocie wynosi zaledwie 2 procent, podczas gdy w całej Polsce 11 procent. W stolicy jest i długo jeszcze będzie więcej miejsc pracy niż osób nimi zainteresowanych. I to mimo kryzysu! To bowiem najmniej zurbanizowana stolica europejska. Trzeba zmienić mentalność ludzi, by ci ze wsi chcieli pracować w mieście, jak w krajach wysoko rozwiniętych. Takie osoby wtedy więcej zarabiają, a i państwo ma z tego korzyści. Do tego potrzebna jest jednak edukacja.

- Należy więc wysłać ponad 120 tysięcy bezrobotnych, bo tyle ich mamy w naszym regionie, do pracy w Warszawie? Trzeba będzie, bo już dawno osiągnęliśmy pułap 14 procent i ciągle jesteśmy na trzecim miejscu w kraju pod względem liczby osób bez pracy?
- Szczerze mówiąc, naprawdę nie rozumiem, dlaczego region z Bydgoszczą i Toruniem ma takie bezrobocie. Nie potrafi wykorzystać swojego potencjału.

- Sugeruje pan, że Kujawsko-Pomorskie jest źle zarządzane?
- Tego nie powiedziałem. Nie jestem ekspertem ds. bydgosko-toruńskich. Ale ewidentnie widać, że nie wykorzystuje swoich możliwości. Nie ma sprawnych połączeń komunikacyjnych i efektu aglomeracji. Dziwi mnie to bardzo.

- Niestety, Bydgoszcz nie potrafi dogadać się z Toruniem i - czego jest pan przykładem - takie informacje idą w kraj...
- Powtarzam, nie jestem ekspertem do waszych spraw, ale weźmy taki Górny Śląsk. Mieszkańców ma więcej - 6 milionów, w Kujawsko-Pomorskiem to niespełna 2 mln. A jak dobrze układa się współpraca biznesowa między miastami! I jest doskonała komunikacja z całym krajem. Mają blisko z lotniska w Pyrzowicach koło Katowic, do Balic z Krakowa i - wbrew pozorom - autostradę. Radzą sobie, pomimo problemów w górnictwie.

- W Bydgoszczy jest aż tak źle?
- Powiem tak: w Polsce są tylko dwa regiony, które nie umieją czerpać korzyści ze swojej gospodarki, to Szczecin i Bydgoszcz.

- Jaka jest realna data wejścia euro w Polsce? Co możemy zyskać?
- Realna data to 2014 rok. Może ją opóźnić wszystko, choćby brak zgody PiS na zmiany w Konstytucji. Zyskamy na euro. Tylko Niemcy stracili, bo ich marka była najsilniejszą walutą w Europie. Ja się czasami nawet śmieję, że tak naprawdę euro bazuje na sile byłej marki niemieckiej, że euro, to jest przemalowana marka. Ale my zyskamy, jak Włosi, Grecy i Portugalczycy. W tej chwili jesteśmy poziomem bliscy Portugalii, gdy wprowadziła euro. Z tą różnicą że my - wbrew pozorom - jesteśmy bardziej dynamiczni. Słabszy kraj, taki jak Polska, na euro może tylko zyskać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska