Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czekamy na finał

Jolanta Zielazna [email protected]
Trzy kontrole z Providenta sprawdzały, czy naprawdę w Bydgoszczy kierownik regionu szykanował pracowników. Zarzuty się potwierdziły.

     Kierownika ukarać nie można, poszedł na miesięczne zwolnienie. Trudno, żeby nie wykorzystał takiej szansy, bo wcześniej zarząd na tydzień zawiesił go w pełnieniu obowiązków.
     Pracę odchorowali
     
Ustalenie, co dzieje się w bydgoskim oddziale firmy Provident Polska zabrało warszawskiemu zarządowi niemal miesiąc.
     Przypomnijmy, że jest to brytyjska firma, która sprzedaje pożyczki. "Kupują" je najczęściej ludzie, którym żaden bank nie chce pożyczyć pieniędzy. Godzą się więc na drakońskie warunki.
     O tym, co działo się w bydgoskim oddziale Providenta, pisaliśmy 25 lutego w tekście "Ludzie pod presją". Jesienią ubiegłego roku kilkoro zdesperowanych pracowników wysłało do zarządu w Warszawie skargę na swego szefa regionu, zwanego potocznie ROM (skrót od angielskiej nazwy stanowiska).
     Poddawani nieustannemu psychicznemu naciskowi, wysłuchiwali, że są złodziejami, oszustami, leniami, a ROM zrobi porządek i ich powypierdala. Wieczorami nękani telefonami z poleceniami zadań niemożliwych do zrobienia w nakazanym czasie. Gubili się wśród sprzecznych poleceń.
     Lista zarzutów jest długa i wyczerpuje niemal wszystkie punkty, które Provident w swoich wewnętrznych zasadach opisuje jako szykanowanie pracowników. Podwładni nie wymawiali nawet nazwiska swego kierownika regionu. Mówili: Ten Pan, Ta Osoba lub: Osoba O Której Mówimy. Parę osób po współpracy z Tym Panem musiało leczyć nerwy.
     Tymczasem szef, na którego skarżą się pracownicy, w warszawskiej siedzibie firmy i ze spotkań znany jest jako człowiek miły, sympatyczny, koleżeński. Można powiedzieć, że to ktoś o dwóch twarzach, niczym dr Jekyll i Mr Hyde. Mało kto więc wierzył w to, co opowiadali jego podwładni.
     Szykanowani w końcu potajemnie nagrywali swego szefa, by mieć dowody.
     Kontrole trzy
     
Październikowa skarga nie wywołała w Warszawie żadnego skutku, podobnie jak dwa następne pisma. Jedynie pod koniec roku region podzielono i Bydgoszcz wyłączono spod władzy Tego Pana. Był to jednak zbieg okoliczności, podział planowany był już wcześniej, nie miał związku ze skargą.
     Dopiero po informacji z "Pomorskiej" w warszawskim zarządzie Providenta odnalazły się dwa listy, które kilka miesięcy wcześniej nie dotarły do adresatów. Jak powiedział Tomasz Trabuć, rzecznik Provident Polska, osoba, która nie przekazała pism straciła pracę.
     Już następnego dnia (18 lutego) do Bydgoszczy przyjechał na kontrolę pracownik działu szkoleń. Potem była jeszcze wizyta dyrektora do spraw zasobów ludzkich z prawnikiem, wreszcie wiceprezesa Pawła Chilińskiego z tymże dyrektorem. To było koło połowy marca.
     Rzecznik firmy ciągle podkreślał, że sprawa nie jest jednoznaczna bo ci, którzy się skarżą, mają średnie i słabe wyniki (nie wszyscy), są na zwolnieniu, które ciągle przedłużają (w podtekście - źle to o nich świadczy; na zwolnieniu są dwie osoby).
     Szukają nowego
     
Z zapowiadanego tygodnia - dziesięciu dni, potrzebnych na wyjaśnienie sprawy, zrobił się miesiąc. Dopiero wiceprezes nie miał wątpliwości, że skarżący się mają rację. Sprawę przesądziły nagrania.
     Tomasz Trabuć, rzecznik prasowy:**- Kilkakrotnie spotkaliśmy się z grupą, która zgłosiła problem, z pracownikami niezaangażowanymi, również parokrotnie rozmawialiśmy z osobą, o którą chodziło. Stwierdziliśmy, że doszło do naruszenia procedur w sposobie zarządzania pracownikami. Nie mamy już wątpliwości, choć bardzo długo je mieliśmy. Okazało się, że Ten Pan w rozmowach z nami mijał się z prawdą.
     Zarząd szuka nowej osoby na kierownika regionu. - Absolutnie w naszej firmie nie ma miejsca dla nieodpowiedniego traktowania pracowników i przedstawicieli - deklaruje rzecznik. - To jest zasada, której się trzymamy i będziemy ją egzekwować.
     
Do wiadomości
     **Ale sprawa nie ma jeszcze finału. Zanim skończyło się tygodniowe "zawieszenie", Osoba O Której Mówimy przesłała miesięczne zwolnienie. Można powiedzieć, że kierownik wykorzystał okazję, którą mu firma podsunęła. Jak mówi rzecznik, dopóki ROM jest na zwolnieniu, dopóty firma musi wstrzymać się z podjęciem decyzji. On musi poznać ją pierwszy.
     Sprawa bydgoskiego oddziału Providenta poszła w Polskę. Oba teksty z "Pomorskiej" szefowie spółki rozesłali do innych oddziałów z informacją, że kierownictwo sprawą zajmie się bardzo skrupulatnie i dołoży starań, by takie rzeczy nie miały miejsca.
     Ku przestrodze?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska