MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czersk. Bliżej prawdy z bliskim bohaterem

Tekst i fot. ANNA KLAMAN
Marcin Koszałka w domu kultury w Czersku
Marcin Koszałka w domu kultury w Czersku
Marcin Koszałka, wybitny operator i reżyser filmów dokumentalnych, przez dwa dni mówił czerskiej młodzieży o sobie, swoich bohaterach i pracy filmowca.

Młodzież obejrzała m.in. jego filmy osobiste - "Takiego pięknego syna urodziłam", "Jakoś to będzie" i "Ucieknijmy od niej". - Na Czerskie Święto Dokumentu przyjeżdżają coraz sławniejsi ludzie - mówiła pomysłodawczyni imprezy Maria Sękielewska. - Pan Koszałka przyjechał także po to, by czegoś się od was dowiedzieć.

Wydaje się jednak, że to licealiści i gimnazjaliści więcej na tym wzajemnym poznaniu zyskali. Koszałka na wstępie zauważył, że Polakom brakuje otwartości. - Ale to się zaczyna zmieniać - mówił.
Zaznaczył, że nie ma czystej prawdy w filmie dokumentalnym. - Jako widzowie mamy jedynie wrażenie prawdy - wyjawił. - Już Kieślowski zauważył granicę moralną, której nie mógł przekroczyć. Dlatego zaczął robić filmy fabularne.

Tę granicę czuje też Koszałka, stąd na przykład scenę z "Ucieknijmy od niej" z przygotowywaniem ciała po śmierci sfilmował z sobowtórem. - Nie chciałem czekać na śmierć któregoś z pacjentów - mówił. - Gdyby jednak do niej doszło, to nagrałbym ją. Majestat śmierci można pokazać z szacunkiem, jeżeli zadba się o odpowiednie jej pokazanie.
W tym momencie z sali padło pytanie o Wojtka, chłopca z "Pręgów", bitego przez filmowego ojca. - To Magdę (Magdalenę Piekorz - reżyserkę - red.) trzeba zapytać o jej rozmowy z chłopcem - odpowiedział. - Ale widziałem, że ten dzień na planie był dla niego trudny. Był przygotowany, ale scenę przeżył. Cały dzień płakał. Powiedziałem Jankowi Fryczowi, aktorowi totalnemu, że trzeciego dubla nie widzę, a on na to: "Dobra, idę na całość".

Teraz Koszałka przymierza się do debiutu fabularnego w polskiej filii holenderskiej firmy Larsa von Triera. Przerabia właśnie kupiony scenariusz o młodej debiutującej scenarzystce. - Fascynuje mnie to, że mogę wykreować świat taki, jak chcę - powiedział. - Nie mam jednak szczególnego ciśnienia, by być wybitnym reżyserem filmu fabularnego. Chcę się przekonać, jak będzie.
Kto będzie operatorem? Koszałka śmiał się, że nie Polak, bo byłoby za dużo dyskusji, a on przecież ma swoją własną wizję. Stąd duże szanse ma jego przyjaciel, czołowy operator z Finlandii. Wątek odmienności operatorów z Polski i świata okazał się dla młodych czerszczan szczególnie interesujący.
Zdaniem Koszałki kluczowe jest to, że polscy reżyserzy to literaci, a zachodni wiedzą, czego chcą i mają rozpisaną wizję poszczególnych ujęć. - Po co mi Hollywood? Wolę robić "Rewers" niż "Piratów z Karaibów" - mówił. - To polski operator rozdaje karty, wolę być tutaj gościem, a nie czuć się tam jak jeden z pracowników technicznych.

Dlatego Janusz Kaczmarek, mając pewien niedosyt, z powodzeniem, tyle że we Francji, zrealizował piękny i przejmujący obraz "Motyl i skafander". Czerszczanie otrzymali też odpowiedzi o różnice pracy z różnymi reżyserami. - Jak było przy pracy z Izabelą Cywińską przy "Kochankach z Marony", a jak z Borysem Lankoszem w "Rewersie"? - ciekawy był Krzysztof Sękielewski.
- Lankosz mi ufa, lepiej jest też wykształcony pod względem wizualnym - odpowiedział Koszałka. - Iza jest superinteligentna, ale jest też ostra. Nie bez znaczenia jest jej doświadczenie ministerialne.
Warsztatowicze usłyszeli, że by powstał dobry film, trzeba bardzo dobrze poznać bohatera, a wyraźny konflikt daje siłę. Pożądany jest też konflikt między twórcami. Przykład? Współpraca takich osobowości, jak Klaus Kinski i Werner Herzog.

W dokumencie najlepiej, jak bohater jest na wyciągnięcie ręki. Takim bohaterem dla Koszałki była jego mama. Był wtedy na trzecim roku. Po filmie pokazującym widzowi trudne relacje w rodzinie, które są tematem uniwersalnym, Koszałka został zauważony, choć w Polsce filmowi towarzyszyła aura skandalu. - Zrobiłem ten film intuicyjnie, wręcz mechanicznie - wyznał. - Jeżeli ktoś po jego obejrzeniu zastanowi się nad sobą, to będzie coś. Nie patrzyłem chłodno zawodowo, ale nie wchodziłem też w szczegółowe analizy. Pokazałem siebie w tym filmie, przy okazji pewnie było to też jakieś odreagowanie sytuacji w domu.

W lutym Koszałce urodzi się syn. Jest szansa na kolejny dokument osobisty. Reżyserowi marzy się perspektywa dziewięcioletniej córki. Czy coś z tego wyjdzie? Nie wiadomo, bo córka do kamery podchodzi już wrogo. Będzie ją więc musiał przekonać, tak jak kiedyś swoją matkę.
W ostatnim filmie "Ucieknijmy od niej" bohaterką jest starsza siostra Koszałki, Małgosia, zupełnie inna. Idealna bohaterka: zafascynowana kiczem, a do tego bardzo wrażliwa. Stawiająca na piedestał piękno, razem z widzami ogląda w telewizorze w złoconych ramach umierających ludzi z hospicjum.
Koszałka zdradził, że ten dysonans wizualny był jego przemyślanym zabiegiem. Z filmu wyciął natomiast scenę, gdy siostra pyta, czy coś czuł, gdy opróżniał mieszkanie ich rodziców. - Doprowadziła mnie do płaczu, nagrałem to - wyznał. - Jeszcze płacząc, pomyślałem: O kurczę, jaką mam scenę. Na chłodno stwierdziłem, że to kicz. Reżyser nie ma prawa do szantażu emocjonalnego wobec widza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska