W Bydgoszczy, jeszcze na początku maja, działały dwa rodzinne domy dziecka. Tutaj trafiają małolaty, które - decyzją sądu - zostały odebrane rodzicom. Dzięki takiemu rozwiązaniu malcy nie lądują w tradycyjnym domu dziecka, więc wychowują się w bardziej "domowych" warunkach, bo w normalnej rodzinie.
Jeden z bydgoskich domów, prowadzony przez Renatę i Czesława Wiszniewskich, został rozwiązany. Tak zdecydowało miasto.
Dopatrzyliśmy się rażących nieprawidłowości - mówiła Renata Dębińska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy. - Gdyby dobro dzieci nie było zagrożone, nie podejmowalibyśmy takich kroków.
A jednak podjęli. Bo trzy byłe wychowanki Wiszniewskich, opowiadały, że w tym domu działo się źle. Dziewczyny w ogóle się nie znają. Mieszkały u rodziny w innych latach, ale ich wersje są podobne. Bardzo podobne.
Przeczytaj także: Chcą im odebrać dzieci. Byłe wychowanki opowiadają, że "ciocia" i "wujek" znęcali się nad nimi psychicznie
Sztab psychologów dziewczyny zbadał. Z badań wynika, że nie kłamią. - To były najgorsze lata mojego życia - mówi młoda kobieta, do której dotarliśmy. Chce pozostać anonimowa, bo się boi. Czego, a może kogo? - Pani Renaty - odpowiada cicho. I zaraz wymienia jednym tchem: - Ona znęcała się nad nami psychicznie poprzez ciągłe krytykowanie nas, upokarzanie, zawstydzanie, szczypanie, szarpanie. Dziewczyna opowiada długo. Ze szczegółami. Drastycznymi.
Wiszniewscy stanowczo odpierają zarzuty. - Oszczerstwa! - twierdzą oboje. - W naszym domu zawsze było dobrze. Nikomu krzywda się nie działa.
Małżonkowie nie wiedzą, kto na nich mówi. Powiadomili prokuraturę i rzecznika praw dziecka. Chcą, żeby było, jak dawniej. Chcą tworzyć rodzinę. Ostatnio jeszcze dwoje dzieci przebywało u Wiszniewskich: 16- i 18-latek. Młodszy - od kilkunastu lat z nimi mieszka. Starszy - od kilku. Gdy placówka została zlik-idowana, sąd postanowił o umieszczeniu młodszego chłopca w tym drugim rodzinnym domu dziecka.
Najpierw Wiszniewscy nie chcieli chłopców oddać. Zmienili zdanie. - Decyzją sądu pozostanie tam do rozstrzygnięcia sprawy. Część dnia syn przebywa u nas, a potem idzie do tego drugiego domu, zaprzyjaźnionego z naszym domem. Tam też chłopiec nocuje - dodaje Wiszniewska.
Starszy syn mógł wybrać: zostać z Wiszniewskimi albo przeprowadzić się do tzw. mieszkania usamodzielnienia proponowanego przez gminę. - Został z nami i bardzo nas to cieszy - dodaje Wiszniewska.
Czy w Bydgoszczy powstanie znowu drugi rodzinny dom dziecka? - Raczej nie - odpowiada Ewa Taper, wicedyrektor MOPS. - Będziemy natomiast tworzyć inne formy pieczy zastępczej.
Czytaj e-wydanie »