Burmistrz Jolanta Fierek, próbując przekonać radnych do podjęcia uchwały o przyjęciu uchodźców, przypomniała polskie początki Anatola Griniewicza, lekarza spod Doniecka. Powiedziała, że w 2002 r. samorząd nie był przygotowany do udzielenia mu pomocy. - To ja byłam uczestnikiem procesu asymilacyjnego doktora Griniewicza i jego rodziny - mówiła. - Pierwszego dnia, gdy pan doktor pojawił się na dworcu w Czersku, przyjęłam go we własnym domu - mówiła. - Nikt wtedy z samorządy nie był zainteresowany tą rodziną.
Fierek stwierdziła także, że to Griniewicz wielokrotnie jeździł do wojewody, by dostać mieszkanie z gminy i dodała, że choć zatrudniła w Banku Spółdzielczym jego żonę, to nikt z urzędu nawet się jej nie zapytał, czy placówkę jakoś wesprzeć.
Burmistrz przegrała głosowanie, nawet radni z jej klubu byli przeciw uchwale. Dziś mówi, że jest pewna, że temat wróci, bo problem uchodźców w Europie powróci ze zdwojoną siłą. Gmina musi się lepiej przygotować. - Nie powiedziałam radnym, co sobie teraz wyrzucam, że uzgodniłam z Bogdanem Sękowskim, że mógłby zatrudnić mężczyznę, a mieszkanie też mogłoby być u niego, opłacane przecież ze środków Unii - mówi "Pomorskiej".
Anatol Griniewcz wspomina czerskie początki. Mógł być w Warszawie, ale czekałby dłużej i wybrał Czersk. Miał ofertę pracy z "Medicusa". - Pan Krajnik pytał mnie o mieszkanie - opowiada Jolanta Fierek. - I państwo Griniewicz zamieszkali u nas. - Jestem bardzo wdzięczny panu Krajnikowi i pani burmistrz - mówi Griniewicz. - Bardzo mi wtedy pomogli. Ale nie byłem uchodźcą, tylko repatriantem. Jestem Polakiem, zawsze się nim czułem. Nie Ukraińcem czy Rosjaninem. Nie byłem też imigrantem ekonomicznym, przecież wtedy pojechałabym do Niemiec.
A jak było z pomocą gminy? Przyznaje, że przez rok mieszkał w mieszkaniu Fierek. - Napisałem wtedy list do wojewody - opowiada. - I dostałem odpowiedź, że należy mi się ono z gminy. Za to, że się znalazło oczywiście jestem wdzięczny.
Dziś Griniewicz mówi, że jest za przyjmowaniem uchodźców - głównie matek z dziećmi. - Jestem przecież lekarzem, humanistą i chrześcijaninem - dodaje. - I to jest tak, że sami będziemy mieli o sobie lepsze zdanie i będziemy się ze sobą lepiej czuć, gdy pomożemy, a nie odwrócimy się od innych.
Przyznaje, że w pierwszej kolejności pomyślałby o repatriantach, bo na Wschodzie i to na terenach ogarniętych wojną jest ich jeszcze wielu.