- 14 ha kukurydzy przestało istnieć, jesteśmy zszokowani rozmiarem szkód – mówił Janusz Adamczyk z Kosowa pod Świeciem tuż po gradobiciu, do którego doszło 30 maja 2024 r. Grad wielkości orzechów włoskich stratował szkółkę roślin ozdobnych nad dolną Wisłą i liczne uprawy polowe.
Kilka dni po gradobiciu w gospodarstwie państwa Adamczyków gościła przedstawicielka firmy, z którą współpracują. - Wykopała kilka roślin, przecięła je i mówiła, żeby dać im jeszcze szansę, bo stożek wzrostu nie został zniszczony – mówił wtedy rolnik.
Jak się to zakończyło? - Kukurydza poradziła sobie, ale część roślin wyginęła, obsada jest rzadsza. Mają kolby, jednak tonażowo wypadnie ich mniej – odpowiada rolnik.
Na szczęście, zasiał około czterech hektarów więcej niż potrzebował. - Ta nadwyżka nie miała trafić na ziarno, ale na kiszonkę, żeby wystarczyło jej na cały rok, ale rezultat będzie taki, jakbym zasiał kilka hektarów mniej.
Od razu było wiadomo, że jeśli rośliny przeżyją, będą wymagały dodatkowych zabiegów. - Trzeba było ponieść więcej nakładów na odżywki, stymulatory, żeby je wzmocnić. To zabiegi, których nie musiałbym stosować, gdyby nie to gradobicie.
Czy odszkodowanie za poniesione straty zostały wypłacone?
- Wnioski były złożone i zaakceptowane przez gminę, ale efektu brak. Pieniędzy nie widać, a nawet decyzji, że się należą – odpowiada rolnik.
