Wśród nas jest wielu zwolenników transplantacji i oddawania narządów po śmierci, jednak nikt - poza nami - o tym nie. Teraz to się może zmienić. Dzięki oświadczeniu woli. - Bardzo dobrze, że sprowokowała mnie pani do tej refleksji. Teraz na pewno wypiszę deklarację podzielenia się swoimi narządami - powiedział nam ks. Daniel Adamowicz.
Wraz z wczorajszym wydaniem "Pomorskiej" otrzymali Państwo kartonik - deklarację woli o oddaniu po naszej śmierci narządów do przeszczepienia. Warto ją wypełnić i nosić przy sobie.
Wczoraj zapytaliśmy znanych na Kujawach i Pomorzu ludzi o ich opinie na temat przeszczepiania organów oraz o to, czy mają już takie deklaracje.
Biskup Jan Tyrawa, ordynariusz diecezji bydgoskiej: - Do tej pory nigdzie nie zapisałem swojej woli, choć uważam, że dzielenie się sobą po śmierci to bardzo wielki akt. Swego czasu "Głos niedzielny" i "Przewodnik katolicki" też drukowały oświadczenia. Gdzieś na moim biurku leżą niewypełnione. Warto zapytać: dlaczego tego nie zrobiłem? Może z lenistwa, może dlatego, że to inni odchodzą, że śmierć - teraz, akurat w tej chwili - nas nie dotyczy. Moje stanowisko w sprawie oddawania narządów jest takie, jak Kościoła. Oczywiście, że popieram ideę dzielenia się narządami po śmierci. Dodam, że gdy pani zadzwoniła, czytałem akurat najnowszą encyklikę papieża Benedykta XVI, dotyczącą nadziei.
Tomasz Latos, poseł PiS z Bydgoszczy, członek sejmowych komisji zdrowia i spraw zagranicznych: - To świetny pomysł, by zaopatrzyć się w taką kartę dawcy. Sam od lat noszę podobną - dostałem ją od profesora Zbigniewa Włodarczyka, znanego polskiego transplantologa. Znam osoby, które potrzebują przeszczepu i rozumiem dramat oczekiwania. Myślę, że akcję "Nie zabieraj organów do nieba" powinny propagować osoby publiczne, by dać przykład innym. Jestem niezwykle wdzięczny biskupom za list w sprawie transplantacji - to odważne i istotne dla tego problemu.
Maciej Figas, dyrektor Opery Nova w Bydgoszczy: - Na pewno będę nosił przy sobie kartę zgody na pobranie narządów po mojej śmierci. To bardzo piękna idea. Wiem, jak wiele osób czeka, aż dostaną szansę na drugie życie. Dziękuję Bogu, że wśród moich bliskich nie ma nikogo, kto potrzebowałby przeszczepu. Jednak mogę sobie wyobrazić, co czują rodziny osób oczekujących na transplantację.
Maja Erdmann, dziennikarka "Gazety Pomorskiej": - Najbardziej ludzkim odruchem jest ratowanie życia innym. Moje serce, nerki, czy rogówki po śmierci nie będą mi potrzebne, więc dlaczego nie przekazać ich człowiekowi potrzebującemu? Mam świadomą rodzinę i na pewno nikt nie będzie protestował przeciwko przekazaniu moich narządów innym. Ciało po śmierci na pewno oddam do dyspozycji medyków. Nie rozumiem tylko, dlaczego tak wiele dyskutuje się nad etyczną stroną transplantacji, dawania i wszczepiania części ciała. Przecież ogólnie akceptowane jest oddawanie krwi, a to przecież też rodzaj przeszczepu - krew to płynna tkanka - daje się ją drugiemu człowiekowi.
Piotr Całbecki, marszałek kujawsko-pomorski: - Akcja "Nie zabieraj organów do nieba" jest bardzo dobra i potrzebna. Jestem przekonany, że przyczyni się do uświadomienia, że nasze organy rzeczywiście nie będą nam w niebie potrzebne. Zdaję sobie z tego sprawę, tym bardziej, że trzy moje siostry są lekarzami. Chętnie przyłączę się do akcji, choć wiem, że dla bliskich, którzy mają być dawcami to nie jest łatwe. To jest jednak oczywiste. Ta akcja nie jest łatwa również dlatego, że nikt z nas nie potrafi przyjąć do wiadomości, że w każdej chwili może umrzeć. Nie myślimy o śmierci i nie godzimy się z tym faktem, bo przecież to podważa sens większości tego, co akurat robimy i do czego dążymy. Jednak kiedy mowa o oddawaniu organów podobnie jak "Gazeta" zgadzam się z naukami Jana Pawła II, który pisał, że jest to "wysławianie Ewangelii życia przez całkowity dar z siebie".
Andrzej Mielcarek, p.o. redaktora naczelnego "Gazety Pomorskiej": -Moja rodzina wie, że jestem zdeklarowanym zwolennikiem transplantacji, a także spopielania zwłok. Wie również, że moje organy mają być przekazane tym, dla których już nie ma innego ratunku. Miałem przyjaciela, który nie doczekał "drugiego życia". Bez nowej nerki nie mógł żyć, ale nie było dla niego dawcy. Mam wielką nadzieję, że właśnie ja będę mógł być dawcą, mimo że popalam papierosy, choć akurat zacząłem się odzwyczajać.
Ks. Daniel Adamowicz, zastępca dyrektora Caritas diecezji toruńskiej: - Powiem, z pewnym zawstydzeniem, że dotąd o tym nie myślałem. Na temat oddawania narządów po śmierci mam identyczne zdanie, jak Kościół. Poza tym obracam się i pracuję w tej sferze, gdzie stale się czymś dzielimy. Ale o dzieleniu się narządami, w odniesieniu do własnej osoby, nie myślałem. Bardzo dobrze, że sprowokowała mnie pani do tej refleksji. Bo to jest tak, że gdy problem nas nie dotyczy, jest odległy. Słuchamy apeli, wsłuchujemy się w to, co mówią uznane autorytety, ale nic ponadto nie robimy. Wytwarza się pewna przepaść, która zniknie, gdy tak poważne sprawy jak ciężka choroba czy nagła śmierć nas zaczną dotykać. Deklaruję, że teraz wypełnię oświadczenie woli.
Lidia Piechocka-Witczak, dyrektorka Galerii Sztuki Współczesnej we Włocławku: - Wierzę, że kiedyś oddawanie narządów stanie się powszechne. Powinniśmy się godzić świadomie na przekazanie swoich organów po naszej śmierci. Siedem lat temu moja siostra zginęła w wypadku samochodowym. To nie było łatwe. Dlatego pisemna deklaracja jest bardzo ważna.
Michał Zaleski, prezydent Torunia: - Wszystkie względy ludzkie, etyczne, medyczne przemawiają za potrzebą uświadamiania ludziom, jak ważne jest danie życia po życiu, czyli wyrażenie zgody na oddanie własnych narządów po śmierci drugiemu człowiekowi. Akt ten przecież nie oznacza poświęcania własnego życia dla nieznanych osób, stanowi natomiast gest wielkiej miłości i jest chęcią niesienia pomocy innym. Ważne jest to, że wokół tego problemu panuje społeczna zgoda. Oczywiście trzeba się liczyć z wątpliwościami i bólem osób, które straciły ukochaną osobę.
Lucjan Broniewicz, szef Planetarium im. Władysława Dziewulskiego w Toruniu: - Sprawa ta ma dwa aspekty. Pierwszy jest jasny, zrozumiały, i - co istotne - głęboko osadzony w nauce Kościoła, i przez Kościół propagowany. Nie wyobrażam sobie, jak można być przeciwnym samej idei dzielenia się sobą z bliźnimi. To piękny, szlachetny gest, to wyraz głębokiej miłości do człowieka. Ale jest problem drugi, bardzo ważny. Chodzi o zaufanie. Nie mamy pewności, czy nie zostanie przekroczona granica bardzo delikatnej natury. Czy coś, co jest takie piękne, nie zostanie zbrukane. Pojawiają się obawy, że po tamtej stronie czyli wśród tych, którzy zajmują się transplantacją nie ma odpowiedniej samokontroli. Że jest pokusa. Żyjemy w świecie, w którym coraz mniej mówi się o wartościach. Nie możemy udawać, że nie wiemy o tych sprawach, które niszczą dobro, jakie niesie ze sobą dawstwo narządów. Nie możemy być naiwni. To, co robi pani gazeta, jest dobre. Obiecuję, że po dzisiejszej rozmowie z panią doprowadzę temat do końca. Będę rozmawiał z żoną, z rodziną.
Hanka Sowińska, dziennikarka "Gazety Pomorskiej": - Przynajmniej od ośmiu lat zajmuję się w redakcji tematyką przeszczepień narządów. Popierałam pomysł dr. Macieja Śmietańskiego z Gdańska, który w 2000 r. zaproponował, by zdeklarowani dawcy umieścili na lewym przedramieniu matematyczny znak nieskończoności. Choć pomysł znalazł zwolenników nawet wśród transplantologów, nie zyskał jednak społecznej akceptacji. Pojawiły się wątpliwości, czy znak w postaci tatuażu nie stanowi potencjalnego źródła zakażenia, np. wirusem HCV (wirus wątroby typu C). Od kilku lat panuje moda na kolorowe opaski, które nosi się na ręku. Można kupić taką opaskę, która "mówi", że jest się potencjalnym dawcą narządów. Najprościej, i najtaniej, to wypełnić deklarację woli. Gdy nie mamy specjalnego druku, wystarczy zwykła kartka, na której zapiszemy naszą wolę. Od roku noszę w portfelu oświadczenie, które dostałam ze Stowarzyszenia "Życie po przeszczepie" (zrzesza ludzi po transplantacji nerki). O tym, co ma się stać z moimi organami po mojej śmierci wiedzą również najbliżsi. Życie jest takie kruche. To, co wszystkich nas czeka nieuchronnie, może się stać niespodziewanie. Swoją decyzją na pewno pomogę tym, którzy pozostaną. A może również komuś życie uratuję. Chcę także wierzyć, że mój gest nie będzie pokusą i okazją do czynów niegodnych.