Myśliwi twierdzą, że psy, których na zawodach w lasach w Dębogórze pojawia się od 500 do 1.200, płoszą zwierzynę. Powołują się na Prawo łowieckie i Ustawę o lasach.
Zarówno prezes koła Andrzej Morawski, jak i łowczy Piotr Stranz twierdzą, że w lasach obowiązuje cisza i że psy, które są naturalnym wrogiem zwierzyny, zwłaszcza płowej (sarny, jelenie) sprawiają, że rosną szkody, które wyrządzają zwierzęta (również dziki) na polach rolników. Bo spłoszone uciekają z obwodu, w tym także na pola.
W zeszłym roku - jak powiedział nam łowczy Stranz - koło łowieckie musiało przeznaczyć na naprawę szkód około 40 tysięcy złotych.
Zawody psich zaprzęgów są też przyczyną tego, że koło z trudem wykonuje plan odstrzału saren i jeleni. A za to Nadleśnictwo może nałożyć na koło łowieckie słone kary.
- Wszystko to bzdury wyssane z palca - mówi Jacek Nowak ze Sfory Nakielskiej. - Aby jednak nie wdawać się dalej w konflikt z prezesem i łowczym rezygnujemy z organizacji zawodów w Dębogórze. Również z tej przyczyny, że łowczy Stranz mści się na myśliwych będących członkami koła łowieckiego "Dąb", którzy są nam przychylni, w tym także na osobach sponsorujących naszą imprezę.