Pod koniec lat 90. każda duża stacja TV znajdowała się na liście płac rządu. Były na niej też gazety codzienne i tabloidy. Vladimiro Montesinos, doradca prezydenta, płacił właścicielom Channel 4 ok. 12 mln dolarów rocznie w zamian za podpisanie umowy, która dawała mu kontrolę nad programami informacyjnymi. Szefowie innych stacji TV też dostali miliony do kieszeni, m.in. po to, aby pozbyli się dociekliwych dziennikarzy. U nas miliony idą na TVP, media ojca Rydzyka i prawicowe pisma.
Gdy PiS obejmowało władzę, wiele uwagi poświęcało sprawie, dzięki której - jak przekonywało - wygrało wybory. Chodziło o wykluczenie, ten mityczny uraz, jakiego doświadcza naród, gdy rządzą nim niewłaściwi ludzie. Wykluczeni gorzej zarabiają, są pomijani przy dzieleniu dóbr, nie mogą przebić się z własnym głosem, który jest dla nich ważny. A głos ten, ta
wielka otucha narodowa wybrzmiewać miał odtąd nieustannie w mediach, na forach, w szkołach i na uczelniach
- Polska miała się zmienić w przykład dla innych krajów Europy.
Prezydencki minister Krzysztof Szczerski wymyślił nawet paszporty katolickie dla rodaków, identyfikujące każdego Polaka na Zachodzie ze sprawą polską: Polacy mają nieść Zachodowi światło wiary. Stąd po objęciu władzy przez PiS wszystko miało się zmienić. Zalały nas wspomagane przez państwo prawicowe gazety, radiowa Trójka zaprasza do studia gości „z klucza”, a „Wiadomości” TVP stały się batem na tych, którzy nie mówią tego, co jest po myśli rządu. PiS, które wygrało wybory demokratycznie, przywróciło do łask nie tyle wykluczonych, co ich wykluczany dotąd z przestrzeni publicznej mentalny kurs: obśmiać osiągnięcia, dać, bo się należy, pouczać innych mimo własnych braków, czerpać korzyści z lizusostwa i służalczości wobec obozu władzy. Odcinał się od wykluczania, dziś sam wyklucza z jeszcze większą siłą. Widać to choćby w ostatnim strajku nauczycieli, gdzie rząd ustami swoich przedstawicieli w kuratoriach zohydził rodzicom strajk i jego najważniejsze idee. Wielu z tych kuratorów strajkowało przed laty, teraz dziwią się, że protestują ich koledzy, którzy nic nie zyskali na przyssaniu się do łaskawej kiesy władzy.
Dlaczego PiS i podążający za nim to robią? Bo mogą.
System edukacyjny od lat kształtował ludzi, którzy potrzebowali wiele samozaparcia, aby się czegoś nauczyć. Przeciążony program szkolny, wyczerpani i fatalnie opłacani nauczyciele - to wszystko sprzyja tworzeniu państwa, gdzie nadzieja na sprawiedliwą redystrybucję dóbr przestała się tlić. PiS, aby wykluczyć „nieprawomyślnych”, nadało swoim zmaganiom z polską rzeczywistością historyczny sznyt.
Historia przecież uwzniośla, dodaje dostojeństwa i powagi. A za PiS historyzują inni, żeby przydać zdarzeniom ze swojego życia godności, której nie otrzymali od rządzących poprzedników. Wiedzą to dobrze wykształceni, którzy są w mniejszości. I czytający, których jest coraz mniej. Reszta wybiera TVP lub bierność. I rząd nie martwi się o sondaże.
