https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego nikt nas nie chce? - pytają torunianie z wieżowca przy Szosy Lubickiej 152

Katarzyna Fus
fot. łukasz fijałkowski - Całą noc nie spałam ze strachu, że mogą wyłączyć nam media - wyznaje Adelajda Skępińska, mieszkanka więżowca przy Szosie Lubickiej
fot. łukasz fijałkowski - Całą noc nie spałam ze strachu, że mogą wyłączyć nam media - wyznaje Adelajda Skępińska, mieszkanka więżowca przy Szosie Lubickiej
- Jesteśmy załamani - denerwuje się Adelajda Skępińska. - Nie wiemy co będzie dalej, co mamy robić. Chcielibyśmy wreszcie żyć normalnie. Mieszkańcy Szosy Lubickiej 152 mają dość sporów o ich budynek. Instytucje żonglują argumentami, a mieszkańcy mogą zostać bez prądu i wody.

- Ktoś powinien wreszcie za to odpowiedzieć, bo to co się tu dzieje, nie mieści się w głowie - mówią mieszkańcy. - PKP przysłała nam pismo, w którym sugerowała, że powinniśmy sami zawierać umowy z operatorami.

Już na początku lipca spółdzielnia wyłączyła mieszkańcom ciepłą wodę i windy. Jednak zgrozą powiało dwa dni temu. Mieszkańcy zostali uprzedzeni o tym, że po 15 sierpnia, jeśli sytuacja się nie zmieni, spółdzielnia odetnie mieszkańcom wszystkie media.
A sytuacja jest taka, że PKP (jako właściciel środków trwałych w budynku) wymówiło spółdzielni umowę na zarządzanie nieruchomością ze skutkiem natychmiastowym. Wcześniej PKP chciała, aby spółdzielnia przejęła budynek nieodpłatnie, ale ta zażądała wyremontowania go.

Kto będzie górą?
- Właściwie powinniśmy wyłączyć media od razu po otrzymaniu pisma od PKP - tłumaczy Wojciech Pronobis, prezes zarządu spółdzielni Na Skarpie. - Nie zrobiliśmy tego ze względu na dobro mieszkańców, ale skoro nie mamy już umowy, to takich usług nie powinniśmy świadczyć.
PKP Oddział Zarządzania Nieruchomościami w Bydgoszczy odbija pałeczkę.
- Spółdzielnia nie ma żadnego prawa wyłączać komuś gazu czy prądu - uważa Dominik Furman, dyrektor oddziału. - Takie działanie to próba zastraszania i szantaż. Nie zgadzamy się na takie traktowanie.

Gdzie są nasze pieniądze?
Mieszkańcy chcieliby, żeby władze PKP rozliczyły się z nimi, bo przez kilkadziesiąt lat lokatorzy płacili pieniądze na fundusz eksploatacyjny, który stanowi niemal połowę ich czynszu. - Przecieka dach, na ścianach jest pleśń, a my czujemy się jak mieszkańcy drugiej kategorii - mówi Skępińska. - Przez tyle lat płacimy regularnie czynsz i nic z tego nie mamy.
Mieszkańcy obliczyli, że za oddane w czynszu pieniądze mogliby sami zrobić kapitalny remont budynku i mieszkań. Tyle że dziś nikt nie wie, kto remonty powinien zrobić i kto brał za to przez trzydzieści lat pieniądze.

Odpowiedź na te pytania dadzą najprawdopodobniej działania prokuratury. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez spółdzielnię złożył bowiem poseł Zbigniew Girzyński. Podobne zawiadomienia chce też złożyć spółdzielnia i PKP - obie wzajemnie się oskarżają.

I nstytucje szczerzą na siebie kły: to nie nasze, to wasze, my nie możemy, tak stanowią przepisy. Chodzi jednak o pieniądze. I to sąd powinien rozstrzygnąć, kto pieniądze ma wyłożyć i kto za sytuację odpowiada. Do tego czasu nikt nie może obciążać sporami mieszkańców.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

o
obs
Jeden sposób:
Mieszkańcy powinni zacisnąć zęby, przyciągnąć pasa - założyć wspólnotę mieszkaniową, doprowadzić do odrębnego podłączenia wszelkich mediów do ich części budynku (w ten sposób oddzielić się od części zarządzanej przez spółdzielnię), znaleźć zarządcę ich części nieruchomości (jest wiele takich podmiotów - w tym różne istniejące spółdzielnie, wspólnoty albo całkiem odrębni zarządcy- popytać istniejących wspólnot, które maja większe doświadczenie - z pewnością podpowiedzą)- lub zarządzać samodzielnie, wytoczyć proces PKP jeśli sprzeniewierzyły lub nie należycie gospodarowały ich pieniędzmi - odzyskać odszkodowanie.
A niezależnie od tego - już jako odrębna wspólnota mieszkaniowa - krok po kroku systematycznie - począwszy od rzeczy najbardziej pilnych -doprowadzać swoją część budynku do odpowiedniego stanu. Potrwa to latami, ale to jedyna skuteczna droga, żeby odciąć się od "pępowiny" która tylko niszczy.
Jeśli tak mieszkańcy nie zrobią, to będą wegetować w niszczejącej części budynku, z roku na rok w pogarszających się warunkach i przy spadającej ciągle wartości mieszkań.
Wybór należy do mieszkańców - albo pomogą sobie sami, albo przepadną.
ż
żenada
żenada. powiało grozą a nie"zgrozą", poza tym nie może popełnić przestępstwa "spółdzielnia" a co najwyżej człowiek. podpis pod zdjęciem do tego... ktoś to sprawdza w ogóle co jest wypisywane???
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska