
Jan Gliszczyński mówi, że decyzje o przyznaniu wyprawek podejmowali dyrektorzy
(fot. Aleksander Knitter)
- Mówiono nam, że wszystkie dzieci, które w wieku sześciu lat pójdą do pierwszej klasy, dostaną wyprawki - mówi jedna z Czytelniczek. - Czekaliśmy długo na spełnienie obietnicy. Nadaremnie. Gdy nasze dzieci znalazły się już w szkole, okazało się, że o nas zapomniano. Nikt o należnych nam wyprawkach nie powiedział słowa.
Nasza rozmówczyni uważa, że została oszukana i mówi, że to dla niej przestroga, by kolejny raz nie uwierzyć w słowo dane przez urzędnika. - Informowano nas, że nasze dzieci dzięki tym wyprawkom będą miały komplet podręczników w szkole, tak, by nie nosić tych z domu w tornistrze - dodaje mama malucha.
O wyjaśnienie poprosiliśmy wiceburmistrza Jana Gliszczyńskiego, który odżegnuje się od tego, by osobiście składał jakiekolwiek wiążące obietnice. - Nie przypominam sobie, bym uczestniczył w żadnym spotkaniu z rodzicami sześciolatków - mówi. - Takie rozmowy przeprowadzali dyrektorzy szkół. Upoważniliśmy ich do zachęcenia rodziców, by posłali swoje dzieci do pierwszej klasy. Każdy dyrektor dziesięć procent z puli przeznaczonej na wyprawki może przeznaczyć dla dzieci, które nie spełniają tzw. kryterium dochodowego. Jeżeli więc któryś z nich złożył taką obietnicę, to miał do dyspozycji takie dodatkowe fundusze.
Gliszczyński informuje, że jeżeli zainteresowana ma zastrzeżenia, to powinna zgłosić się do dyrektora szkoły, w której chodzi dziecko.
Czytaj e-wydanie »