Wiedzieliśmy, że to będzie trudny start. Drużyna budowana w trakcie sezonu, duże zmiany w klubie latem i same wyjazdy na początek rozgrywek. To jednak nie porażki, ale styl gry bardziej teraz martwi fanów. Mecz w Radomiu uznano za najgorszy Twardych Pierników od momentu powrotu do PLK.
Co ciekawe, drużyna lepiej prezentowała się bez trójki nowych Amerykanów, wtedy była blisko niespodzianek w Lublinie i Szczecinie. Dlaczego? - Z tamtą grupą przygotowywaliśmy się do sezonu i trenowaliśmy razem kilka tygodni. Potem zaczęły się zmiany w składzie, a one zawsze destabilizują zespół. Co gorsza, trójka graczy nie dołączyła jednocześnie, plany pokrzyżowała nam kwarantanna Woodsa i Jacksona. Pojawiali się w drużynie co kilka dni i wszystko zaczynaliśmy od początku. Musimy teraz na nowo odnaleźć tożsamość tej drużyny na parkiecie, dopiero uczymy się siebie nawzajem. Na wiele brakuje teraz czasu, mamy wyjazdy co 3-4 dni, nie ma nawet miejsca na regenerację, a co dopiero na spokojną pracę indywidualną i w małych grupach na treningach - wylicza skalę problemów szkoleniowiec Pierników.
Trener Zawadka podkreśla, że Polski Cukier jeszcze ani jednego treningu nie odbył w pełnym składzie. Gdy przyjechali Amerykanie, to wypadł z powodu kontuzji Aaron Cel, absolutnie kluczowy gracz Twardych Pierników. - Zwykle drużyna potrzebuje miesiąca treningów i 8-10 sparingów na wypracowanie swojego stylu. My w zasadzie zaczynamy od zera. To mecze ligowe są naszym poligonem i one dopiero pokazują nam nasze słabości i elementy, które musimy poprawiać. Nasi rywale są kilka tygodni przed nami - dodaje Zawadka.
Brak treningów odbija się na stylu gry, ale także na kondycji mentalnej drużyny. - Zespół, który nie jest scalony, któremu brakuje zgrania i zrozumienia, nie potrafi zareagować na słabszy moment w swojej grze. Tak było w Warszawie: kilka kontr, trafień z dystansu Legii i wszystko nam się rozsypało. W pierwszych meczach nie mieliśmy pola manewru na ławce. Nasi kluczowi gracze najmłodsi nie są, muszę ich także oszczędzać. Mocno eksploatowany Aaron Cel ma teraz kłopoty z kontuzją, Damian Kulig nie trenował przed Radomiem i dlatego nie grał w ostatniej kwarcie meczu z HydroTruckiem. Chcielibyśmy stopniowo przyspieszać grę, ale Woods i Jackson dziesięć dni siedzieli w domu, nie mają jeszcze dynamiki i muszą nadrobić zaległości - wyjaśnia Zawadka.
Szkoleniowiec apeluje także, aby nie oceniać w tej chwili nowych graczy. W meczach z Legią i HydroTruckiem najlepiej wypadł Woods, a Jackson i Bragg mocno rozczarowali.
- Motoryka Jacksona jest na razie poniżej jego możliwości. To strzelec, który ma rzucić, spenetrować, odegrać, ale on jeszcze nawet nie poznał kolegów. Bardzo chciałby dać coś drużynie, chce brać odpowiedzialność na swoje barki, stąd czasami indywidualna gra, ale potrzebuje czasu i treningów - ocenia Zawadka.
W przypadku Bragga największym problemem są skromne umiejętności defensywne i błędy pod własnym koszem. Środkowy ma wielki potencjał w ataku, ale pod bronionym koszem czeka go wiele pracy. - Potrafi grać na koźle, jest mobilny, trafia z półdystansu. Dla niego to pierwszy kontakt z europejską koszykówką i już wie, że musi dołożyć coś więcej. Brakuje mu fizyczności w defensywie i nad tym będziemy pracowali, on sam ma wiele energii i chęci do pracy. Może stać się w Toruniu lepszym graczem - przekonuje Zawadka.
W klubie na razie spokój i sztab szkoleniowy cieszy się pełnym zaufaniem prezesa Piotra Barańskiego. Nie ma tematu dalszych zmian w zespole. Kluczowy dla losów drużyny może się okazać październik, w którym Polski Cukier sześć meczów zagra u siebie. Pierwszy już w czwartek - derby z Enea Astorią.
- Trudno na razie mówić o weryfikacji oczekiwań, bo zespół jeszcze nie zafunkcjonował w pełnym składzie. Dopiero teraz mamy spełnione wszystkie warunki sportowe, żeby myśleć o zwycięstwach. Pewnie, że nie jesteśmy szczęśliwi z serii porażek, ale jeszcze bardziej przeżywają to zawodnicy. Wierzę, że mecz z Astorią pokazać w większej części potencjał tej drużyny. Bardzo liczymy na pomoc kibiców, bo to w końcu derby. Drużyna potrzebuje wsparcia z trybun, a koszykarze muszą czuć, że kibice wciąż w nich wierzą - mówi prezes Barański
