https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego zabili szefa agencji "Help"?

Maciej Myga [email protected]
Śmierć Jarosława L. łączono z jego pracą w firmie ochroniarskiej „Help”. On sam także miał odpowiedzieć przed sądem za działalność agencji.
Śmierć Jarosława L. łączono z jego pracą w firmie ochroniarskiej „Help”. On sam także miał odpowiedzieć przed sądem za działalność agencji. Fot. Jarosław Pruss
Zwłoki zastrzelonego Jarosława L.., szefa bydgoskiej agencji ochroniarskiej "Help", znaleziono w Zalewie Koronowskim jesienią 1996 roku. Przez prawie 10 lat zagadka jego śmierci pozostawała nierozwiązana. Aż do teraz.

3 listopada 1996 roku w okolicach miejscowości Pólko nad Zalewem Koronowskim ktoś zauważył pływające w wodzie ciało. Kiedy zwłoki wyłowiono okazało się, że mężczyzna został zastrzelony. Jego ręce, do których doczepiono 25-kilogramowy odważnik, związano parcianym paskiem, nogi - żeglarską liną. Mężczyzna był ubrany, miał zegarek, złoty łańcuch, telefon komórkowy. Szybko ustalono, że to Jarosław L., były szef agencji ochrony "Help", pracownik "Security" i współwłaściciel klubu towarzyskiego, podejrzewany kiedyś o działalność przestępczą - między innymi wyłudzenia i rozboje.

Ruszyło śledztwo

Zaginięcie L. jego żona zgłosiła miesiąc wcześniej. L., bardzo lubiany w swoim towarzystwie i uważany za majętnego, wyszedł z domu w Bydgoszczy 2 października 1996 roku około 19.00. Miał ze sobą plik banknotów. Później spotkał się ze swoją przyjaciółką, którą odwiózł do domu. Po drodze mówił, że jedzie w interesach do Koronowa. Kiedy rozstał się z kobietą, zadzwonił do kolegi - Romana M. Poprosił, żeby M. przywiózł mu do bydgoskiego hotelu "City" 10 tysięcy złotych. Był tam umówiony. Z kim? Jarosław L. w rozmowie z M. stwierdził jedynie, że ma przy sobie teraz 30 tysięcy, i że zadzwoni za dwie godziny. Wychodząc z hotelu powiedział do parkingowego, który mył jego samochód, że zaraz wraca. Bliscy i znajomi Jarosława L. już nie zobaczyli go żywego.

Koronni mówią

PRZESTĘPCZA KARIERA

Adama N., Rzymianina podejrzewano o zamordowanie właściciela kantoru w Rabce, uprowadzenie jubilera z Trójmiasta, posiadanie broni i narkotyków. Policja z Gdańska zatrzymała go kilka lat temu, kiedy przewoził swoim autem trotyl. Zdaniem detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, Rzymianin kierował grupą, która porwała kilkadziesiąt osób dla okupu. Według prokuratury w Lublinie był członkiem przynajmniej dwóch groźnych zorganizowanych grup przestępczych.

Zabójców poszukiwano bezskutecznie. Bezradna była policja, która, choć podejrzewała kilku przedstawicieli lokalnego półświatka (także Adama N.), nie znalazła nigdy wystarczających dowodów zbrodni. Bezradni byli też przyjaciele byłego szefa "Helpu". Ich prywatne śledztwo nie dało rezultatów. Dopiero dziewięć lat po zabójstwie zmowa milczenia dwóch braci - Dariusza i Adama T., znajomych morderców, została przerwana. Podejrzani o inne przestępstwa zgodzili się, za obietnicę złagodzenia kary, zeznawać w lubelskiej Prokuraturze Apelacyjnej jako świadkowie koronni. O morderstwo oskarżono 31-letniego dzisiaj Adama N., ps. Rzymianin, ojca czworga dzieci, niepracującego i 38-letniego Tomasza L., ps. Pyciu, mechanika samochodowego, zatrudnionego w pizzerii swojego brata. Zdaniem świadków mieli oni zabić L. dla pieniędzy - 30 tysięcy złotych, które miały być zapłatą za nieistniejącą partię strzelb mossberg. Strzał w serce oddano z takiej właśnie gładkolufowej broni.

Uraz i zemsta

Jednak nie tylko chęć szybkiego wzbogacenia się pchnęła zabójców do zbrodni. Rzymianin miał to zrobić także z nienawiści do Jarosława L. Na początku lat 90. był bowiem dość częstym gościem klubu hazardowego "13" przy ulicy Marcinkowskiego w Bydgoszczy. Tam grał na automatach. - Kiedy przegrywał dostawał szału. Bił ludzi, którzy siedzieli w knajpie, groził im, zabierał pieniądze. Raz się doigrał. Przegrał dużą sumę pieniędzy i kompletnie mu odbiło. Kopał automaty, bił kogo popadło. Stłukł szybę w kasie i przez to okienko wyciągnął kasjera. I zadarł z "Helpem", bo oni ochraniali lokal. Jarek L. kazał szukać Rzymianina po całym mieście. Odpuścił dopiero wtedy, gdy Darek T. go o to poprosił - opowiada jeden z bywalców klubu "13".
Od tego czasu Adam N. miał uraz do Jarosława L. Głośno wyrażał swoją niechęć do ochroniarza. Opowiadał m.in., że widział, jak L. zabił swojego psa z pistoletu, choć zwierzę się do niego łasiło. Rzymianin zaplanował zemstę.

"Jego już nie ma"

Skąd mordercy mieli broń? Dariusz T., świadek koronny, twierdzi, że kupił kiedyś okazyjnie samochód BMW na niemieckich rejestracjach. Auto odsprzedał dwóm Rosjanom. Nie mieli całej kwoty, w rozliczeniu dali więc mossberga. T. broń zaoferował Rzymianinowi i Pyciowi. Dali mu za nią 2 tysiące złotych. Pewnego dnia Dariusz T. został przez Rzymianina zaproszony do chińskiej restauracji. "Na stole stała kaczka z warzywami. Już na samym początku Adam powiedział, że z Pyciem "zrobili Lorka". Był spięty, nie jadł, a kaczka stygła. Poprosił mnie, żebym, jakby co powiedział, że siedzieliśmy tam kilka godzin razem. Późnym wieczorem przyjechał do mnie do domu. Bez pytania otworzył jedną z szuflad i włożył tam plik pieniędzy. Później na krótko wyszedł. Jak wrócił, zabrał pieniądze i powiedział, że idzie się "podziałkować" z Pyciem." - zeznawał w śledztwie Dariusz T.
Adam N. przestał odwiedzać kolegę. Później zaczął żądać pomocy. T. twierdzi, że przychodził, pożyczał pieniądze, później już nawet nie obiecywał, że je zwróci. T. najadł się strachu, kiedy pewnego dnia do jego sklepu przyjechali przyjaciele Jarosława L., a wśród nich, jego wspólnik w "towarzyskim" interesie - Adam J., ps. Jeżol. Jeżol ponoć zaoferował Dariuszowi T. 100 tysięcy złotych za informację o ewentualnym zabójcy. T., bojąc się gniewu Rzymianina, odmówił. Ten, kiedy usłyszał o propozycji przyjaciela L. miał powiedzieć: - Sto tysięcy to dużo "siana", ale jego już nie ma...

Zdjęcie z siłowni

Po zabójstwie Jarosława L. Rzymianin i Pyciu próbowali uciec za granicę. Chcieli podobno zaciągnąć się do Legii Cudzoziemskiej. Kiedy nie przyjęto ich z uwagi na zbytnią otyłość (obaj ważyli ponad 100 kilogramów), Rzymianin usiadł pod bramą jednostki w Marsylii i nie chciał wstać. Ustąpił dopiero po ostrej reakcji strażników. Po powrocie do Polski stał się jeszcze bardziej pewny siebie. Otwarcie szydził z Pycia, który ze strachu nie spał w domu i jeździł wszędzie z przyczepą kempingową, w której przez jakiś czas nocował. Rzymianin miał powiedzieć, że kiedy zastrzelili Jarosława L. Pyciu "zrobił się cały purpurowy i narobił w majtki". - Tymi tłustymi paluchami liczył pieniądze za L. - mówił pogardliwie.
Naśmiewał się także z nieporadności policji. Pokazał kiedyś Dariuszowi T. zdjęcie, na którym ćwiczył w siłowni. Ciężarkami, które miał w rękach, obciążył później ciało zastrzelonego szefa "Helpu". Gdyby policjanci podczas przeszukania jego mieszkania znaleźli fotografię, zostałby oskarżony o morderstwo. Zdjęcie spalił w piecyku kuchennym. Później udowodniono co prawda, że ciężarki pochodziły właśnie z tej siłowni, ale dowód nie był wystarczający. Rzymianin wyznał znajomemu, iż razem z Pyciem uknuł intrygę. L. nie miał do niego zaufania, więc wykorzystał Pycia, którego ofiara znała bardzo dobrze. Obaj zaproponowali ochroniarzowi kupno większej partii mossbergów. Wzorcowym modelem miała być strzelba od Rosjan. 2 października pojechali po Jarosława L. do hotelu "City". Stamtąd zabrali go pod Koronowo, zastrzelili, a broń wyrzucili.

Hartowanie psychiki

Wiele do śledztwa wniósł także brat Dariusza T. - Adam. Jemu też Rzymianin opowiedział o zabójstwie. Adam T. pamiętał również o innych przykładach okrucieństwa kolegi. "Rzymianin zawsze bardzo interesował się mafią. Chciał być zawodowym zabójcą, jak w "Ojcu Chrzestnym". Zaprowadził mnie kiedyś do siebie na działkę przy ulicy Grunwaldzkiej. Tam, w dole po fundamentach altany, pokazał mi zwłoki psów i kotów. Miażdżył ich głowy na żywca kamieniem. Dla hartowania psychiki." - tłumaczył w lubelskiej prokuraturze Adam T.

Staną przed sądem

Śledczy przesłuchali ponad 160 osób. Krzysztof F., ps. Felek, był świadkiem jednej z pierwszych rozmów morderczego duetu z Jarosławem L. Zeznał, że podczas omawiania transakcji była również mowa o partii papierosów. Z kolei, wymieniony już, Jeżol uważa, że zrabowanych przez Rzymianina i Pycia pieniędzy było znacznie więcej. Jego zdaniem L. mógł mieć około 255 tysięcy złotych, w tym m.in. 100 tysięcy złotych ze skrytki w hotelu "City". Ciężarki z siłowni przywiązane do zwłok rozpoznali dwaj mężczyźni, którzy ćwiczyli razem z Rzymianinem. Z ich relacji wynika, że zabrał je on z piwnicy, gdzie wyrabiali mięśnie krótko przed śmiercią Jarosława L.
Adam N., ps. Rzymianin nie przyznał się do winy. Tomasz L., ps. Pycio, oświadczył, że nigdy nie miał broni. Ich proces odbywać się będzie w bydgoskim Sądzie Okręgowym. Terminu rozprawy jeszcze nie wyznaczono. Oskarżonym grozi dożywocie.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska