Rok 2004. Po długiej chorobie umiera teść Adama Kusiora. Zięć przejmuje jego niewielkie gospodarstwo agroturystyczne we wsi Myczków, koło Soliny (województwo podkarpackie).
- Nie miałem innego wyjścia, musiałem zabrać się za gospodarowanie - wspomina pan Adam. Przyznaje, że nie znał się na tym najlepiej. - Wcześniej pracowałem poza rolnictwem - tłumaczy.
Plony były kiepskie
Starał się jak mógł, ale ziemia (ponad 3 ha gruntów uprawnych położonych powyżej 600 metrów nad poziomem morza) nie chciała go słuchać, plony były kiepskie: - Zasiałem zboże, a urodził się "drobny groszek".
Miał też problemy z bydłem. - Nie mogłem dochować się cieląt, krowy często chorowały - wspomina.
Zaczął szukać pomocy. Przede wszystkim potrzebował fachowej rady. - A ze znalezieniem skutecznego doradcy w naszym regionie jest ciężko - wyjaśnia rolnik z Podkarpacia. - Sąsiadów prosiłem o radę, ale oni też zbierają niewiele więcej ziarna niż posieją. Gdy do mojego gospodarstwa podłączono internet, zacząłem szukać ratunku w sieci. Pod koniec lata minionego roku wpisałem hasło: "zboże" i wyskoczył mi adres gospodarstwa nasiennego w Borównie koło Chełmna. Był też numer telefonu, więc zadzwoniłem do właściciela gospodarstwa - Stanisława Kulwickiego.
Krowy przestały chorować
Kusior opowiedział rolnikowi z Borówna o swoich problemach. - W sierpniu minionego roku Kulwicki wysłał mi sto kilogramów nasion pszenicy autobusem PKS-u, który jechał z Gdańska do Sanoka - mówi gospodarz z Podkarpacia. - W prezencie! Nawet kosztami transportu nie musiałem się przejmować. Przysłał mi też waszą gazetę. Był w niej artykuł o zbożach.
- To nic takiego, bo ludziom trzeba pomagać - mówi Kulwicki, choć przyznaje, że z przewiezieniem zboża było trochę problemów. - Kierowca nie chciał zabrać 50-kilogramowych worków - tłumaczy rolnik z Borówna. - Z pomocą żony przesypałem ziarno do 25-kilogramowych opakowań i wysłałem w Bieszczady.
- Nie chcę zapeszać, ale z tego ziarna wyrosło piękne zboże - cieszy się Kusior. - Dawno takiego nie widziałem! Jestem wdzięczny panu Kulwickiemu. Zresztą nie tylko jemu. Dzięki pomocy Franciszka Kaczkowskiego ze wsi Płutowo (gm. Kijewo Królewskie), moje trzy krówki wreszcie nie chorują. No a tydzień temu przyszedł na świat piękny cielaczek.
- Pana Kusiora poznałem przez Stanisława - opowiada gospodarujący na 900 hektarach Franciszek Kaczkowski. - Zajmuję się produkcją mleka (stado liczy 110 krów) i roślinną. Z gospodarzem z Podkarpacia podzieliłem się tylko moimi doświadczeniami. To nic takiego.
- To wspaniali ludzie - powtarza Adam Kusior. - Zresztą także o waszym rolnictwie można mówić tylko dobrze. Stoi na wysokim poziomie!
- Może kiedyś się spotkamy - dodaje Kulwicki. - Przyjąłem jego zaproszenie, ale w gospodarstwie jest tyle pracy, że nie ma kiedy pojechać. Na razie to znajomość na odległość. Ale wiemy jak wyglądamy. Przez internet przesłaliśmy sobie zdjęcia.