Na siedem dni, do 16 bm., czas graniczny dnia i wieczoru znieruchomiał. Po tej dacie powolutku zaczął się cofać. Odrobina jasności - do pierwszego święta - ubywać będzie jeszcze tylko rano. Potem czas najpóźniejszych wschodów słońca też się zatrzyma i dopiero od 5 stycznia poranne ciemności też rozpoczną odwrót.
Wprawdzie stare przysłowie głosi, że na nowy rok dnia przybywa na barani skok, ale dobre i to, bo z każdą kartką z kalendarza i tych skoków będzie więcej, i będą one coraz dłuższe. Przybywać będzie dnia - z rana trochę mniej, popołudniami bardziej odczuwalnie.
Czekamy na to z nadzieją, bo teraz ciemności panują przez dwie trzecie doby i - mimo, że listopad był łaskawy - my to odczuwamy. Brakuje nam światła. Przyroda jest w zimowym uśpieniu, a i dla nas to czas najkrótszej aktywności dobowej.
Mniej w nas witalności, sprawności i chęci działania. Ograniczają się kontakty towarzyskie, czas spędzamy w murach, wcześniej idziemy do łóżka. Podatni na melancholię i różne dolegliwości, nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, że jedną z przyczyn niekorzystnych objawów jest właśnie aura.
Na szczęście najgorsze zaczyna mijać, wieczory będą się cofać i nam zrobi się raźniej. Na razie niedostatek dziennego światła niech zastąpią nam przedgwiazdkowe iluminacje i myśli o choince. Bądźmy dobrej myśli!