Budowa każdego kolejnego supermarketu ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Wśród tych ostatnich najchętniej o swoich racjach mówią właściciele małych sklepów spożywczych. Czy są w stanie konkurować z molochami każdego dnia kuszącymi atrakcyjnymi promocjami? Okazuje się, że dawny strach minął. Wielu mówi otwarcie, że nie boją się wielkopowie-rzchniowych Goliatów, bo zawsze znajdą się tacy, którym lepiej będzie robić zakupy w drewniaku, gdzie wprawdzie trudniej z bliska przyjrzeć się każdemu towarowi na półce, łatwiej za to o chwilę rozmowy z zaprzyjaźnioną sprzedawczynią, która życzliwie doradzi. - Większość naszych klientów to stali bywalcy - mówi Anna Szczepaniak, kierownik sklepu "Piekiełko". - Starszym ludziom trudno przekonać się do marketów. Po prostu, gubią się w gąszczu regałów. Znalezienie podstawowych artykułów zajmuje im mnóstwo czasu - podkreśla. - Ale nie to jest najważniejsze. Dla niektórych wyjście po zakupy to jedna z niewielu okazji w ciągu dnia do porozmawiania.
Dobre, bo polskie
Naiwnością byłoby jednak przekonanie, że miłe pogaduszki z klientami wystarczą aby zapewnić interesowi opłacalność. - Mocną stroną małych punktów handlowych będą świeże warzywa, owoce, pieczywo od miejscowych producentów - zaznacza szefowa "Piekiełka". - Ludzie przykładają do tego coraz zwiększa uwagę.
Anna Szczepaniak spodziewa się, że otwarcie Kauflandu będzie mieć wpływ na obroty, ale nie dłużej jak tydzień. - Podobnie było z Tesco, Plusem i Biedronką - wylicza.
Identyczne doświadczenia ma Krystyna Kocińska ze sklepu PSS "Społem". - W ostatnim czasie zaobserwowaliśmy spory wzrost liczby klientów - cieszy się. - Zapewne ma to związek z zamknięciem "Kasi", popularnego kiedyś sklepu na osiedlu Żeromskiego. Jestem przekonana, że wielu ich klientów zostanie u nas. Bo w odróżnieniu od supermarketów, u nas nikt nie jest zaskakiwany ceną towarów, gdy przychodzi moment płacenia. Nie jest tajemnicą, że markety stosuje się różne sztuczki. Na przykład podawana jest cena za 10 dkg, a w opakowaniu jest 30 dkg. Nie wszyscy zwrócą na to uwagę. U nas takich rzeczy nie ma i to cenią sobie starsi ludzie. Poza tym, trzeba pamiętać o uśmiechu i dobrym słowie.
Nie ma to jak ładne dziewczyny
To samo mówi Karolina Mą-drzejewska ze sklepu "Jarząb" na Małym Rynku. - Nie odczuwamy konkurencji ze strony supermarketów, bo w okolicy - z wyjątkiem Biedronki na Dużym Rynku - nic nie ma - mówi. - To, że powstał Kaufland nie ma dla nas żadnego znaczenia. Na brak klientów nie narzekamy, bo codziennie możemy zaoferować świeży towar. Nic nie zalega. Oferta uzupełniana jest na bieżąco. Poza tym, ludzie lubią gdy się z nimi pożartuje. Zwłaszcza gdy są to takie ładne dziewczyny - rzuca zza lady koleżanka.