Ratusz chce zmian, pracownicy się ich boją.
Najpierw Arseniusz Finster przedstawiał argumenty za i przeciw prywatyzacji. Po stronie plusów było to, że samorząd nie może nadal dokładać do każdego dziecka 400 i więcej złotych, zaś w innych miasta już doszło do przekształceń i odpłatność rodziców nie odbiega od tej w przedszkolach publicznych. Jeśli przekształcenia nie będzie, miasto musi zdjąć pieniądze z innych działów i jest bardzo prawdopodobne, że trzeba będzie podnieść opłatę od rodziców. Zaś prywatyzacja może doprowadzić do jakościowych zmian w przedszkolach - ich większej konkurencyjności, szerszej oferty, pracy nawet nocą (tu śmiech na sali). Argumenty na nie - to przede wszystkim likwidacja Karty Nauczyciela.
Karta, karta
Potem przy mikrofonie stawali pracownicy przedszkoli i rodzice.
- Nie śpię od trzech tygodni - zaczęła Mirosława Lissewska. - Nie wiem, co będzie jutro. Dlaczego nie bierze pan pod uwagę ludzi? Czy wyobraża pan sobie mnie w wieku 60 lat pracującą z 30 dzieci? Wielu z nas brakuje kilku lat do emerytury. Proszę uszanować moje wykształcenie, dać mi szansę na godne życie w tym mieście. Czy nie można ludzi tuż przed emeryturą przenieść do szkół? Czy pracownicy obsługi nie mogą godnie dożyć zasiłku przedemerytalnego?
Burmistrz odpowiadał, że przeanalizuje, czy będzie możliwość dania pracy w szkole i zapewniał, że ktoś, kto ma kilka miesięcy do emerytury, nie zostanie z przedszkola zwolniony.
Zuzanna Kręcka narzekała, że prywatyzacja ma objąć wszystkie przedszkola. Mówiła, że wszystko odbywa się w szalonym tempie i nauczyciele, którzy posłali dzieci na studia czy zaciągnęli kredyt, są teraz postawieni pod ścianą.
Finster stwierdził, że nie jest jeszcze przesądzone, jak będzie wyglądała prywatyzacja. I trudno wskazywać, czy to, czy tamto przedszkole ma być sprywatyzowane, a czasu jest dość, by przemyśleć sposoby przekształcenia.
Mówią mamy
Jadwiga Zagozda skrytykowała, że nauczyciele myślą tylko o swoim bezpieczeństwie. - Moje dziecko było odsyłane od jednej do drugiej pani - żaliła się. - Nie lubi chodzić do przedszkola, bo wciąż ma tam nowych kolegów. A panie nie raczyły zadbać o jego poczucie bezpieczeństwa ani o huśtawki i mój synek wybił sobie dwa ząbki. A zapach domestosa na korytarzu też mi nie pasuje.
Inna z mam prorokowała, że przedszkola opustoszeją, bo opłaty na pewno pójdą w górę i kogo będzie na nie stać? - Ale ja popieram prywatyzację - mówiła. - Bo przecież panie weźmiecie przedszkola we własne ręce, to będzie wasz zysk i wasza satysfakcja.
Ciąg dalszy nastąpi
Gabriela Mierkiewicz zapowiedziała, że nauczyciele będą walczyć o Kartę, bo przecież nie chcą pracować za 800 zł. - Ciągle się uczymy - zapewniała. - I to nieprawda, że nie jesteśmy elastyczni. Pytamy rodziców, jakie mają oczekiwania wobec przedszkola. Ale nie przesadzajmy, w sobotę czy niedzielę dziecko powinno być z rodziną.
Ripostowała Zagozda. - Wy myślicie tak, żeby wam było wygodnie - dowodziła. - Dla jednego dziecka nie opłaca się wam wydłużyć pracy przedszkola, bo was interesuje masówka. Ja mam prywatne biuro i czy sobota, czy niedziela, jestem do dyspozycji moich klientów.
Barbara Strzałkowska zaprotestowała przeciwko obwinianiu przedszkolanek o to, że nie walczą o sprzęt. - I nie można mówić, że nikt nie straci pracy - stwierdziła. - Ja mam liźnięty ekonomik, ale wiem, że to będzie konieczne.
Radny Józef Kołak analizował, dlaczego cięcia mają dotyczyć właśnie oświaty. - Może zdjąć z dróg - pytał. - I może w ogóle cieszyć się, że mamy w Chojnicach przedszkola publiczne. Bo dla mnie i tak to przekształcenie oznacza zmiany w zatrudnieniu i opłacie rodziców. Czy jestem za uchwałą? Gdyby było zapewnienie, że ludzie nie stracą pracy, to tak.
Mirosława Przybylak, dyrektorka PS nr 5 powiedziała, że nie boi się wyzwań i jej świetne dziewczyny też nie. - Ale mam obawy - mówiła. - Czy jak część pań pójdzie na emeryturę, to na ich miejsce znajdą się młode wykształcone dziewczyny? Czy zechcą pracować w takich warunkach? Może dojdzie do tego, że zamiast powiedzenia - obyś cudze dzieci uczył, będzie inne - obyś został przedszkolanką ...
Woźna Elżbieta Piekarska zapytała burmistrza, czy jego zdaniem, nie kwalifikuje się do MOPS - z pensją 812 zł na rękę.
Finster potwierdzał, że wie, że zarobki są dalece za niskie, ale to jeszcze nie jest sfera MOPS.
Ciąg dalszy nastąpi. Kolejne spotkanie w marcu, najpierw jednak - już w poniedziałek - przedszkolami zajmą się radni.