A jednak nie myliłem się. Szef rządu, pytany o dziesiątki szpitali, które przestają z braku pieniędzy przyjmować pacjentów tłumaczył: "Mamy sytuację dość typową pod koniec każdego roku (...) Trzeba bardziej harmonijnie wydawać pieniądze".
Czytaj też: Lekarz przyjmie bez zaświadczenia z pracy
Przyznam, że mnie zamurowało. Premierowi chyba pomyliło się ministerstwo i branża, bo rzeczywiście pod koniec roku mniejszy jest popyt na kajaki, sandały czy lody. To sytuacja dość typowa. Natomiast, jeśli za taką uważa premier zamykanie w listopadzie i grudniu oddziałów lub całych szpitali - w tym nawet dziecięcych - to ktoś tu ostro ściemnia. A przy okazji wyjątkowo wkurza obywateli. Przecież chorób nie można wstrzymać, jak produkcji kąpielówek, nawet jeśli pieniądze wydaje się "bardziej harmonijnie". Czas powiedzieć sobie otwarcie, że as, jakim miał być Bartosz Arłukowicz w fotelu ministra zdrowia, okazał się wymiętą blotką. A pięcioletnie rządy PO w tym resorcie i w NFZ - to wieczna prowizorka i chaos. Zazwyczaj od stycznia do października.
Bo w listopadzie i w grudniu jest już bardzo typowo.