- Jest Pan zły, że zapowiadana na 5 listopada gala została przełożona na przyszły rok, a w związku z tym nie dojdzie do Pana walki z Nigeryjczykiem Olanrewaju Durodolą?
- Nie jestem zły, tylko wkur…, bo przygotowania szły dosyć fajnie. Miałem już pierwszego sparingpartnera Michała Olasia, który jest wymagającym chłopakiem i zmuszał mnie do fizycznego i mentalnego wysiłku.
- W jakich okolicznościach dowiedział się Pan o decyzji?
- Informacja, że nie zaboksuję w Krakowie, dotarła do mnie wieczorem. Co więcej, nie otrzymałem wiadomości od moich kochanych promotorów, tylko dowiedziałem się od osób trzecich. Poza tym, że byłem wkurzony, zrobiło mi się przykro.
- A władze stacji?
- Jedyny komunikat dotyczył już wcześniej odwołanej konferencji prasowej. To wszystko.
- Telewizja Polsat nie wydała w tej sprawie oficjalnego oświadczenia, ale w dyskusji w mediach społecznościowych pada m.in. argument, że do gali pozostało za mało czasu na jej wypromowanie.
- Nie wiem, jaka jest polityka odnośnie sportu w Polsacie. Nie chciałbym kopać pod sobą dołków, bo jest to jedyna telewizja, która nam pomaga i mocno nas wspiera, za co jesteśmy wdzięczni.
- A Pan w czym upatruje przyczyn takiego posunięcia?
- Może coś im się nie spinało, a zawodnicy nie byli do końca dogadani. Całe menu, czyli karta walk, być może nie zostało w pełni zamknięte i wkradło się coś „surowego”, nie do końca upieczonego.
- Niewykluczone, że trafił Pan w sedno, jeśli prawdą jest - co ogłosił Pana promotor Andrzej Wasilewski - że nie podpisano kontraktu z Pana oponentem Durodolą. Jeśli tak było, obóz Nigeryjczyka mógł zacząć wykorzystywać fakt, że pojedynek został ogłoszony i zaczęło się podbijanie stawki.
- Bardzo możliwe, że promotor, menedżer lub inni ludzie z otoczenia Durodoli dokładnie tak podeszli do sytuacji i postanowili ugrać coś ekstra.
- A Pan nagle nie zmienił warunków gry?
- Absolutnie nie, wszystko już miałem ustalone z panem Marianem Kmitą (szef sportu w Polsacie - przyp. AG). Dokładnie wiedziałem: co, gdzie i za ile.
- Czyli z Panem też nie parafowano kontraktu?
- Nie, ale dla niektórych ludzi słowo jest droższe od pieniędzy. Ustne porozumienie i uściśnięcie dłoni znaczyło dla mnie tyle, co podpisanie umowy.
- Jest możliwość, że wystąpi Pan na gali w Kopalni Soli w Wieliczce 22 października?
- Raczej nie, natomiast generalnie - mamy problem. Otóż porozumieliśmy się z federacją WBC i stawką mojego pojedynku z Durodolą miał być pas Silver, który torował mi drogę do walki o mistrzostwo świata. Scenariusz był taki: wygrywam z Nigeryjczykiem, a w przyszłym roku zmierzę się o tytuł ze zwycięzcą walki pomiędzy Łotyszem Mairisem Briedisem i Tonym Bellewem lub BJ Floresem (to starcie jest zaplanowane na 15 października - przyp. AG).
- Teraz cała układanka runęła?
- Dokładnie, dlatego moi promotorzy zastanawiają się, co w tej sytuacji zrobić, żeby takiej perspektywy nie popsuć i jednak doprowadzić do pojedynku z Durodolą.
- Istnieje opcja zorganizowania tej walki w Polsce czy tylko za granicą?
- Nie mam pojęcia, ale wiem, że coś próbują z tym zrobić. Szkoda byłoby zaprzepaścić szansę, która jest efektem trwających od wielu lat naszych dobrych relacji z federacją WBC. W tej chwili to dla mnie najkrótsza droga do pasa mistrza świata.