Wprawdzie targowisko na Mariankach ponownie udostępniono handlującym już w minioną sobotę, frekwencja była jednak znikoma. Wielu uznało, że w taką pogodę nie warto rozstawiać namiotu. Wczoraj życie przy Krausego wróciło do normy. Prawie. Nie wszyscy są zadowoleni z nowych zasad obowiązujących na placu targowym. Do pierwszych nieporozumień doszło z samego rana. Wszystko za sprawą barierek i kamiennych donic, wyraźnie oddzielających przestrzeń dla pieszych od tej dla handlujących. Zapory uniemożliwiają jazdę blisko sklepów. Tak więc wjeżdżający na plac - aby rozładować towar - mieli problem żeby wyminąć się z kimś, kto chciał wyjechać. - Posypały się ostre słowa - mówi jeden z mężczyzn, który obserwował kłócących się. - Ciekawe, jak często będzie się to powtarzać? - zastanawiał się. Niewykluczone, że codziennie. Podobne zamieszanie panowało pod koniec dnia pracy. Wydaje się, że pracujący na targu będą musieli sami wypracować jakieś zasady związane z wjazdem i wyjazdem. Bo donice, a tym bardziej barierki, o które postulowali mieszkańcy osiedla Marianki, nie znikną. - Konieczne było stworzenie takiej bezpiecznej strefy - podkreśla Daniel Kapłanek z Wydziału Rolnictwa, Ochrony Środowiska i Gospodarki Komunalnej UM w Świeciu. - Gdy jej brakowało, często dochodziło do utarczek między robiącymi zakupy a kierowcami, którzy zajeżdżali im drogę, nierzadko narażając na potrącenie.
Droga za pawilonem
- Problem rozwiązałoby poszerzenia targowiska o dwa metry, tak jak postulowaliśmy już rok temu - uważa Leokadia Bogucka, która od 12 lat sprzedaje odzież na Mariankach. - Myślę, że zabranie takiego skrawka trawnika nie zrobiłoby mieszkającym w pobliskich blokach żadnej różnicy.
Być może. - Tyle, że wtedy nie byłyby to remont lecz przebudowa, a to z kolei wiązałoby się z koniecznością zrobienia kosztownego projektu, uzyskania pozwolenia na budowę itp. - tłumaczy Kapłanek.
- Może więc droga "od tyłu", to znaczy z parkingu znajdującego się za pawilonem? - podpowiada Wiesław Bogucki.
- Nie wchodzi w rachubę - zaznacza Kapłanek. - Po pierwsze ze względu na koszty, po drugie bezpieczeństwo. Jadący nie widzieliby czy za chwilę ktoś nie wyjdzie zza budynku prosto pod koła.
Chyba największą zmianą jest zakaz handlowania z samochodu. Jednym z tych, którzy odczuli to najbardziej jest Tomasz Nadolny, który w ten sposób artykuły chemiczne sprzedawał od 16 lat. - Nie mam wyboru, muszę rozstawić namiot. Teraz samochód, którego naczepę przystosowałem do handlu służy mi jako magazyn. Nie ma wyboru.
Zdaniem pana Tomasza najlepiej byłoby ustawić estetyczne budki, tak jak dzieje się to w wielu innych miastach. Urzędnicy świeckiego magistratu twierdzą, że to fatalny pomysł, bo targowiska nie mają przyszłości.