https://pomorska.pl
reklama

Droga życiowa karpia jest długa i pełna pułapek

Halina Gajda
Karp w stawie może mieć nawet sto tysięcy braci i sióstr. Przeżywa ten, kto ma silniejsze płetwy. Z tak licznej populacji zostaje zaledwie około pięciu procent. Tak powstaje narybek.

Droga życiowa karpia, zanim znajdzie się na świątecznym stole, jest długa i pełna pułapek. Trzy sezony zajmuje wyhodowanie okazu, którym potem zajadamy się podczas wigilii. Mało kto wie, że rybka musi stoczyć nie lada bój o życie w stawie, w którym pływa około stu tysięcy jej braci i sióstr. Potem też nie ma lekko. Zanim trafi na patelnię, musi oczyścić się z mało przyjemnego zapachu mułu i szlamu.

Taka jest miłość karpia - konsumpcja bez uniesień

Łukasz Kipiel, ichtiolog, dyrektor biura PZW w Nowym Sączu o karpiach może opowiadać naprawdę długo.  - Zanim osiągnie dorosłość, musi przejść przez trzy stadia rozwoju. Każde potrzebuje innego stawu. Im rybka starsza, tym i staw większy - zaczyna po naukowemu.

Trzy sezony to swoiste minimum. Owszem, dorastanie można przyspieszyć i karmić narybek choćby sztucznymi paszami, ale wtedy i smak i zdrowotność jest mocno dyskusyjna. Najlepszy karp to taki hodowany po domowemu, czyli naturalnymi paszami.

Wszystko zaczyna się od pana karpia i pani karpiowej. Spotykają się w stawie. Można wręcz powiedzieć, że to takie zaaranżowane małżeństwo, tyle że nie przez rodziców, a przez człowieka. - Nie jest to też jakaś szczególnie romantyczna miłość. Bez miłosnych podchodów, randkowania, patrzenia w oczka - mówi dowcipnie. 

Związek jest niemal od ręki konsumowany i w zasadzie na tym kończy się zaangażowanie rodziców w wychowanie. Tarło, czyli miłosne uniesienia łatwo dostrzec nawet z brzegu - odbywa się bowiem w wodzie nie wyższej niż po kolana, bo tam woda szybciej się nagrzewa. Po prostu, w takiej chwili karpie lubią ciepło. Podczas uniesień bywają hałaśliwe, wyskakują wręcz ponad powierzchnię wody. Cenią intymność, więc bardzo nie lubią być podglądane. Nieproszonego widza potrafią wyczuć z kilkunastu metrów - miłosny akt zostaje przerwany, co wiąże się ze stratami hodowcy. Łukasz Kipiel zastrzega więc: jeśli już, to obserwujemy wszystko z daleka!

Pani karpiowa składa od 20 do 30 tysięcy ziaren ikry. Sporo. Z tego właśnie powodu, do stawu wypuszcza się co najwyższej trzy karpiowe pary. Po tarle jest tam około stu tysięcy mikroskopijnych karpi. Oczywiście, nie każde ma szansę na dorosłość. Z różnych powodów - są za słabe, czasem giną w naturalnych okolicznościach. Tak czy owak, ze stutysięcznej populacji przeżywa około pięciu procent. To z niego „powstaje” narybek, kolokwialnie ujmując - karpie przedszkole, w którym rybki mają jakieś pięć centymetrów długości. Są odławiane, trafiają do znacznie większego stawu, w który zaczyna się intensywne karmienie. Karpie, co do jakości jedzenia, kulinarnych fanaberii może nie mają - pochłaniają wszystko, co im zarzucą hodowcy, ale jeśli chodzi o czas - już tak. Najwięcej przybierają na wadze od maja do września. Potem zaczynają obrastać w tłuszcz, a taki karp nie ma zbyt wielu amatorów. Przez zimę karmi się je więc symbolicznie - nie potrzebują wiele, bo i tak są w swoistym letargu.

Karp to przyjaciel,  nie okaz na patelnię

Piotr Zapert jest mistrzem w łowieniu karpi, tyle że okazów po kilkanaście kilogramów. - Taki jest jak stara kura, do jedzenia się nie nadaje za bardzo - mówi szczerze.

Tegoroczny rekord - to okaz ważący około dziesięciu kilogramów, życiowy rekord - 14 kilogramów. Ani przez chwilę nie przyszło mu do głowy, żeby wrzucić go na ruszt, nie tylko z powodu kiepskich walorów smakowych. - Karpie w stawach to tacy nasi podopieczni - mówi z uśmiechem.- Pielęgnujemy, karmimy, doglądamy. Jak potem takiego zabić - zastanawia się.

I porównuje - domowego psiaka czy kociaka też nie karmi się, żeby go potem zjeść. Co więcej, z ryb najbardziej preferuje… kluski leniwe. Łowi dla przyjemności. Zresztą pośród wędkarzy do lamusa odchodzi obrazek tych, którzy najpierw godzinami siedzą nad brzegami rzeki czy jeziora, by potem obgryzać ości z tego, co złowili. - Teraz złowionym sztukom daje się buziaka i nadaje imię - mówi pan Piotr.

Imiennych podopiecznych jeszcze nie ma, bo to nowy zwyczaj, ale kilku Kubusiów i Maciejów już w stawach pływa. -Ach, praca i praca. Coraz mniej czasu na przyjemności - tłumaczy się. 

Karpie, nazwijmy je, handlowe odławia się na kilka tygodni przed wigilią. Trafiają do stawów o dużym przepływie świeżej wody. Wszystko po to, żeby nie śmierdziały mułem czy szlamem ze stawów. W wędkarskim slangu nazywa się to okresem odpijania. - Karpie nie dostają wówczas jeść - po pierwsze, z racji pory roku już nie potrzebują, po drugie - to, o czym już mówiliśmy - zaczęłyby obrastać w tłuszcz - tłumaczy Łukasz Kipiel. 

Źródło: Gazeta Krakowska

Wybrane dla Ciebie

Dodatkowe 2150 złotych dla osób powyżej 75. roku życia. Jak dostać bon senioralny?

Dodatkowe 2150 złotych dla osób powyżej 75. roku życia. Jak dostać bon senioralny?

Moda w uzdrowiskach. Takie ubrania kupisz w Ciechocinku i Inowrocławiu

Moda w uzdrowiskach. Takie ubrania kupisz w Ciechocinku i Inowrocławiu

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska