Fotoradary mają być częścią programu ograniczenia liczby i skutków wypadków drogowych. Niestety, w ciągu ostatnich 10 lat nie udało nam się poprawić statystyki, co przyznaje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.
Teraz fotoradary mają być sprzężone w jeden system nadzorowany przez Inspekcję Transportu Drogowego. Zdjęcia będą "zgrywane" w centrach wojewódzkich i przesyłane do Generalnego Inspektoratu Transportu Drogowego w Warszawie. Po ustaleniu właściciela pojazdu w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, trafią pod właściwy adres.
- Jeśli właściciel pojazdu nie prowadził go, powinien wskazać właściwą osoby. Gdy zaś nie będzie w stanie tego zrobić, to on zostanie ukarany, ale bez dodatkowych punktów karnych - tłumaczy Alvin Gajadhur, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.
Projekt, by nie przydzielać punktów karnych, nie został zaakceptowany przez posłów. Wojciech Pasieczny z sekcji ruchu drogowego Komendy Stołecznej Polski zarzeka się, że radary stawiane są tam, gdzie giną ludzie i gdzie jest niebezpiecznie, a nie po to, by wlepiać mandaty.
A jednak wysokość kar wzrośnie. Za przekroczenie dozwolonej prędkości na terenie zabudowanym o 10 do 20 km/h zapłacimy 200 zł, na terenie niezabudowanym - 150 zł, zaś na autostradzie i drodze ekspresowej - 100 zł. Przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h będzie kosztowało w mieście 700 zł, na pozostałych drogach - odpowiednio 600 i 500 zł.