Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drzewa milczą, a ile widziały rzeczy dobrych i złych?

Bogumił Drogorób [email protected]
Piotr Kwiatkowski - od 25 lat wiedzie życie w leśniczówce
Piotr Kwiatkowski - od 25 lat wiedzie życie w leśniczówce fot. autor
Mieszkał pod lasem w Gutowie. Blisko wielkiej gęstwiny. Nikt jednak z rodziny nie był leśnym. Nawet myśliwym. Ani dziadek, ani ojciec. Zajęci byli gospodarstwem.

Las traktowali jako dar boży, bliski oddech przyrody, świata czystego, czasami tajemniczego. Ten właśnie świat polubił. I poszedł w las.

Wiszące, wilgotne powietrze. Rozpościera się między dwoma górznieńskimi jeziorami, które oddziela kręta droga, z dziurami w asfalcie. Opada na las, kładzie się na drzewach, czyniąc ze śniegu mizerną namiastkę zimy. Piotr Kwiatkowski, leśniczy z Górzna, nie chce wyręczać specjalistów od pogody ani górali.

- Śnieg? - zastanawia się. - Może jeszcze będzie, kto wie? Nic pewnego.

Szukając śniegu w tej części kraju, pod koniec stycznia, pozostaje las. Najlepiej gęsty, trudno dostępny. Tam gdzie królestwo zwierzyny, a człowiek jest rzadkim gościem. Chyba że jest leśnikiem.

Do lasu trafi każdy, ale nie każdy potrafi las zrozumieć. Piotr zaczynał, pewnie jak wielu z nas, od zbierania grzybów. Prowadził go dziadek Stanisław. Prowadził go też nad jezioro, powędkować, uczyć robaka zakładać na haczyk, tajemnicę spławika opisał, kiedy zaciąć, cierpliwości uczył i szacunku dla przyrody. Prowadził go też leśnymi duktami zimą, tak jak teraz idziemy, zostawiając ślady na śniegu.

- Rodzice, choć mieli gospodarstwo, też prowadzili mnie do lasu. Często wybieraliśmy się zimą. Nawet w dwójkę, tylko z bratem. Szło się na przykład na wyprawę, do dębu, dziś to jest pomnik przyrody. W pniu miał wielką dziurę. Mama opowiadała, że tam właśnie, w noc świętojańską, należało pójść, zapukać, powiedzieć zaklęcie: dębie, dębie o złotym kłębie, otwórz się.

Wtedy z dębu wychodził rycerz i dawał złoto. Mały byłem wówczas, nigdy nie doczekałem północy. No i nie mam złota... ale dreszcz emocji pozostał. Jeździło się też z rodzicami do Dębu Jagiełły, na Buczkowo przy Traczyskach, dziś zwanego Dębem Rzeczypospolitej. Kiedyś można było do niego wejść, teraz zarósł, jakoś sam z siebie. Latem, pod dębem, rozkładała się orkiestra. Muzykanci grali, ludzie tańczyli. Tak było.

Zatrzymujemy się na chwilę. Leśnik dojrzał dzięcioła. Oczywiście, najpierw go usłyszał. Pracuje rytmicznie, przyczepiony do sosny. Pewnie zna każde drzewo w tej części lasu, każde ma swoje przysmaki, swoje tajemnice.

- Chodziłem z dziadkiem na ryby, nad samińskie jezioro. Miałem wtedy pięć, może sześć lat. Gruba olszyna była, złamana. Dziadek mówił, że tu były kiedyś... niedźwiedzie. Strach w oczach. Na dodatek teren urozmaicony, tajemniczy, parowy. No i dziadek opowiada, że był niedźwiedź, pewnie potężny, bo gdy bujał się na tej olszynie, to ją złamał. Patrzyłem na to złamane drzewo, pewnie wiatrem przewrócone i wyobraźnia pracowała.

Skoro były niedźwiedzie i to takie silne, to mogą tu wrócić... W każdym razie dziadek cel osiągnął. Baliśmy się tam sami chodzić, ciarki przechodziły na samą myśl.
Coraz większa gęstwina. Nisko wiszące chmury, brak słońca, powodują, iż trudno ustalić kierunek. Gdzie są części świata, gdzie większa przecinka? Leśnik daje gwarancję, że trafimy na szlak. A bez niego?

- Była inna pora roku, żona była wówczas w piątym miesiącu ciąży. W trójkę, bo jeszcze jej siostra, wybraliśmy się na grzyby. Wszystko było dobrze, zbieraliśmy grzyby, kosze już pełne. No i jak starzy grzybiarze mają w zwyczaju, zdecydowaliśmy się pójść na skróty. Idziemy, powinniśmy wyjść na drogę. Drogi nie ma. Łapiemy nieco inny kierunek, drogi nie ma. Zaczyna się panika. Pierwszy raz w życiu zgubiłem się w lesie, już jako leśnik. W końcu gdzieś trafiliśmy, na szlak bardziej już mi znany. Nadłożyliśmy sześć kilometrów.

Zgubić się można wszędzie. Najpewniej, jak ktoś ma życzenie, to tylko w lasach sosnowych, gdzie nie ma żadnego punktu odniesienia.

Zakręci się człowiek dwa razy w koło i już kłopot. Na przykład na Bryńsku. Generalnie jednak leśnik ma nosa, czuje teren jak zwierzyna i takie przypadki zdarzają mu się rzadko. W lesie jest u siebie, gubi się natomiast w mieście. Piotr Kwiatkowski, który już od 25 lat wiedzie życie w leśniczówce, nie potrafi znaleźć się w mieście. Dla niego to zupełnie inny świat. Pełen obaw, szarości, zgiełku, często zakłamania.

Las to wolność, mówi krótko i uśmiecha się opowiadając przygody mieszczuchów.
- Cóż, grzybiarze przyjeżdżają na grzyby, ale płoszą zwierzynę. Oni tego nie widzą ani nie słyszą. Gdy jest sezon grzybowy, to jelenie przeganiane są z jednego miejsca na drugie. Biegają później, z wywieszonymi jęzorami. Bardzo mi ich żal. Tego nikt z grzybiarzy nie zobaczy, a tak jest... Najgorzej, gdy się zagubią w lesie, a to się często zdarza. Idą wtedy w różne strony, nawet nieumyślnie przepędzając zwierzynę.

Kiedyś, miałem wtedy małego fiata, jadę przez las. Nagle wyłania się jakaś grupa. Kilkanaście osób i pies. Usłyszeli silnik samochodu. Błądzili przez kilka godzin. Potraktowali mnie jak ratownika. Nikt nie chciał słuchać, żeby poczekali, sprowadzę busa, wywiozę ich na świat. Pchali się do tego malucha wszyscy naraz. A pies pierwszy, takiego miał pietra...

Las to potęga, historia
Gdy na zrębie padają sosny mające po 130-150 lat, to śmiało można mówić, że pod topór idą świadkowie bitew powstania styczniowego. A przecież są jeszcze dęby, świadkowie wojen szwedzkich. Tu, pod Górznem, Szwedzi dokonali strasznej rzezi, spustoszenia. Albo wojska Napoleona. Na Moskwę, spod Moskwy. Las niejednego ochronił, życie uratował, pomógł przetrwać. Niejednego zniszczył, pogrzebał.

- Przyroda zachwyca i zaskakuje. Właśnie tym, gdy człowiek sobie uświadomi jej ogrom. Drzewa milczą, a ile widziały rzeczy dobrych i złych? Przyroda zaskakuje mądrością, zwierzęta są niezwykle inteligentne, szybko przystosowują się do różnych, zmieniających się warunków. Dziki, borsuki, bardzo blisko podchodzą, przygód szukają, chcą się pobawić. Człowieka potrafią przewrócić, właśnie dla zabawy. Jelenie natomiast bardzo płochliwe, czujne, nie zobaczysz z bliska. Wiosną na wschód lecą gęsi, może na północny wschód, bardziej na Litwę, Finlandię.

Gdzieś muszą tutaj mieć swój jakiś ciąg. Najpiękniejsze są, jak jest mgła. Lecą nisko, na wysokości dachu. Wyjrzysz z leśniczówki, a one tuż nad tobą. Coś niesamowitego. Wielki klucz. Albo żurawie. To są po prostu fantastyczne zjawiska. Tym właśnie przyroda zachwyca. Lubię też chodzić po lesie nocą, gdy pełno gwiazd.

Trzeba tylko uważać, żeby nie walnąć w drzewo, wtedy jeszcze więcej gwiazd się zobaczy. Żona woli jesień, jej barwę, ja z kolei wiosnę. Każdy dzień zmienia barwę lasu, modrzewie puszczają igły, pokazują się przylaszczki, zawilce. Ziemia staje się biała jak śnieg albo fioletowa. Już na zimę wtedy nie ma co się oglądać.

Milczący las. Miesza różne gatunki drzew. Dąb podkreśla dostojność. Wielu leśników ma swój, upatrzony, gdzieś w ciekawym miejscu, gdzie niżej jar, albo zdrój szumi. Piotr Kwiatkowski z leśniczówki w Górznie, też ma swój dąb, na Kotle.

Nazwał go Dąb Stanisław, po dziadku. Idzie do niego czasami, siądzie pod nim, rozmawia z nim, rozmyśla. Synowie wiedzą, że to dąb ojcowy, że będzie on świadkiem ich życia, ich rodzinnej historii, schowanej w lesie.

Dreszcz emocji go przeszedł, gdy musiał ciąć, w ostatnim czasie, dwustuletni świerk, gdy piły poszły w ruch. Chory już był, stary, a wielki, niemal jak wieża zamku krzyżackiego w Brodnicy - 46 metrów!

- Umawiamy się z przyrodą, że dla wzmocnienia najlepszych, najbardziej dorodnych, najcenniejszych gatunków trzeba ciąć. Jest to tak zwana trzebież pozytywna. Dajemy siłę najlepszym, wspieramy je młodszymi drzewami. I taka z nimi rozmowa: ty możesz rosnąć, będę ciebie popierał, ty musisz odejść, żegnaj. W ten sposób spełniamy, jako ludzie, sny o potędze przyrody.

Idziemy jeszcze tam, gdzie piły nie zagrożą nigdy żadnemu drzewu, w otchłań Szumnego Zdroju, jednego z kilku rezerwatów w Górznieńsko-Lidzbarskim Parku Krajobrazowym. Potężna nisza źródliskowa o stromych, miejscami urwistych zboczach oraz o kamienistym dnie, z licznymi źródłami, dającymi początek drobnym potokom jest największą osobliwością. Wrócę tu kiedyś wiosną, by zobaczyć czosnek niedźwiedzi - niezwykle rzadko występującą roślinę - i przekonać się, czy pachnie jak dobra kiełbasa z czosnkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska