- Próbujecie pozyskać nowych dostawców wśród kujawsko-pomorskich producentów trzody chlewnej. Oni pamiętają, że wasza firma w minionym roku potknęła się na opcjach walutowych. Czy wracają do tamtej sprawy?
- Owszem, pytają o tamte problemy, ale to bardziej z czystej ciekawości niż jakichś obaw. Nawet w najtrudniejszym okresie płaciliśmy im za tuczniki w ciągu siedmiu dni i żaden z naszych dostawców nie stracił na współpracy z nami, ani w ubiegłym roku, ani wcześniej. Zawsze też wszystko uczciwie wyjaśnialiśmy.
Wasi rolnicy wiedzą już o porozumieniu z bankami, które stały się naszymi znaczącymi akcjonariuszami, o tym że gwarantują one stabilność finansową i że tych akcji nie mogą sprzedać przez trzy i pół roku. Potem zamierzamy je od banków odkupić.
- Rolnikom też zaproponowaliście zakup akcji.
- Tak i to była nowość w Polsce. Gdy przedstawiliśmy im ofertę emisyjną akcji, to rozpoczęła się ciekawa dyskusja o zaangażowaniu kapitałowym grup w firmy ubojowe.
Emisja się udała, a zarząd PKM Duda przydzielił łącznie ponad 82 miliony papierów wartościowych. Cena emisyjna jednej akcji wynosiła złotówkę i dziesięć groszy.
- To daje aż około 90 milionów złotych! Na co pójdą te pieniądze?
- Środki z emisji przeznaczone zostaną na kapitał obrotowy, najważniejszą dla nas dalszą restrukturyzację firmy oraz na wykonanie porozumienia z bankami, czyli odkupienie części akcji.
- A jaka jest dziś sytuacja finansowa waszej firmy?
- Wyniki finansowe za pierwszy kwartał są dobre. Był zysk, więc jesteśmy na właściwej drodze.
Nasi akcjonariusze - najważniejsze polskie banki - gwarantują nam stabilność, udana emisja akcji pokazała, że odzyskaliśmy zaufanie giełdy.
Dziś tym martwi się nasza konkurencja, która próbowała wykorzystać problemy koncernu z ubiegłego roku. Kserowała artykuły, w których pisano, że mamy kłopoty. Pokazywała je rolnikom. Dziś niejedna z tych firm ma duże problemy finansowe, a nam idzie coraz lepiej.
- Rolnicy narzekają, że coraz więcej firm kupujących tuczniki traktuje gospodarzy jak "kasę zapomogowo-pożyczkową". Płacą im nawet po sześciu tygodniach. Ile muszą czekać wasi dostawcy?
- Teraz maksymalnie czternaście dni. Kiedyś ten okres był o połowę krótszy i taka zasada obowiązywała przez wiele lat.
Ubiegłoroczny kryzys, który dotknął wszystkie obszary gospodarki, zmusił nas do wydłużenia tego okresu, ale uczciwie poinformowaliśmy o tym dostawców. Nie ukrywam - baliśmy się ich reakcji, ale nie mieli nam tego za złe.
- Spora grupa waszych dostawców to rolnicy z Kujawsko-Pomorskiego. Jacy oni są?
- To przede wszystkim bardzo dobrzy gospodarze. Od siedmiu lat prowadzimy konkurs "Hodowca Roku", w którym premiujemy przede wszystkim za jakość żywca i już dwukrotnie jego laureatami byli rolnicy z województwa kujawsko-pomorskiego: Krzysztof Jeziorski w 2007 roku i Tomasz Klonowski w 2009 roku!
Zależy nam na jednorodnym surowcu o bardzo wysokiej jakości, dobrej mięsności. Tego oczekuje od nas rynek, przetwórcy, a taki towar mogą nam zapewnić przede wszystkim wasi rolnicy. I to nie zawsze ci, którzy mają dużą produkcję trzody chlewnej. Jakość żywca to bardziej kwestia podejścia do pracy hodowlanej, niż wielkości stada. A z tym jest u was dobrze.
- Domyślam się, że istotne jest także to, że kujawsko-pomorscy rolnicy są raczej stabilnymi dostawcami.
- Owszem, bo nie zależy nam na rolnikach, którzy "skręcają" do innego odbiorcy, gdy ten zaproponuje im trochę więcej. A wiemy, że co rano także pośrednicy wchodzą na naszą internetową stronę i sprawdzają ceny. Wiedzą, że niektórych skuszą stawką wyższą nawet o 5 groszy za kilogram tucznika. Potem, gdy rolnik czeka zbyt długo na zapłatę, przychodzi refleksja. Na szczęście nasi dostawcy z Pomorza i Kujaw to rozsądni ludzie.