Nie zamierzają zamieniać sadów w ogrody fauny polskiej. I nie pozwolą, by zające, sarny i dziki niszczyły ich drzewa, a państwo unikało odpowiedzialności.
- Dzikie zwierzęta doszczętnie zniszczyły dwie kwatery w moich sadach - mówi Wojciech Klimkiewicz z Wtelna (gm. Koronowo). - Tegoroczne straty szacuję na kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Wracają do sadów
Jego sad, liczący 65 hektarów, jest ogrodzony. - Żyje w nim około trzydziestu saren - twierdzi Klimkiewicz. - Weszły zapewne przez dziury w siatkach. Zrobiły je dziki. Niektóre z tych zwierząt urodziły się już na moim terenie i sad traktują jak dom. Nie można ich wygonić, bo i tak wracają.
Zajęcy i dzików nawet już nie liczy. - Dziki to się nawet ciągników nie boją - dodaje.
Ale ludzie, to co innego. Wolą zwierząt unikać. - Latem pracownicy bali się wchodzić między drzewa, bo widzieli lochę z młodymi - mówi sadownik. - Mogła ich zaatakować. Myśliwych prosiłem o odstrzały redukcyjne, ale usłyszałem, że skoro sad jest ogrodzony, to tego nie zrobią.
- W naszych sadach największe spustoszenie zrobiły zające - mówi Aleksandra Szulc z podbydgoskich Szczutek. - Nie wiem jak, ale one nawet zrobiły otwory w siatkach. To duży problem!
Zwierzyna łowna jest własnością skarbu państwa. Teoretycznie państwo za nią odpowiada.
Cały artykuł znajdzie się w piątkowym, papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej"
Czytaj e-wydanie »