Ten problem – pędzące z ogromną szybkością elektryczne rowery - widoczny jest na naszych drogach coraz wyraźniej, a to nie tylko ewidentne łamanie przepisów, ale też zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego.
E-rower (zwany z angielska e-bike) bywa tak szybki, że wymyka się definicji roweru, która jest jasno opisana w Prawie o ruchu drogowym.
- Od razu zwróćmy uwagę, iż zgodnie polskimi i unijnymi przepisami, rower wspomagany silnikiem elektrycznym może rozpędzić się tylko do 25 kilometrów na godzinę, po czym silnik powinien stopniowo tracić moc, a jazdę z większą prędkością można kontynuować wyłącznie pedałując – wyjaśnia nadkom. Robert Jakubas, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Dodajmy, że zgodnie z art. 2 pkt. 47 Prawa o ruchu drogowym, rowerem elektrycznym (zwanym też pedelcem) jest pojazd zasilany prądem o napięciu do 48 V, a moc znamionowa silnika wynosi do 250 W.
Tymczasem już nie tylko w Warszawie, Krakowie i Trójmieście, bo także w największych miastach naszego regionu, na ścieżkach rowerowych i drogach coraz częściej widzi się jeżdżące zdecydowanie szybciej masywne jednoślady, których właściciele nawet nie pedałują, a jeśli tak, to jedynie markując tę czynność. Duża część tych jeźdźców to dostawcy gorących posiłków, którzy w ten sposób ułatwiają sobie pracę i skracają czasy dostaw.
Tu liczy się speed, prędkość
Okazuje się jednak, że e-rowery, którymi się często posługują, to zupełnie inna kategoria jednośladów, tzw. s-padelec, czyli szybki rower. Litera „s” jest skrótem od angielskiego słowa speed (szybkość). To maszyna wspomagana elektrycznym silnikiem o mocy przekraczającej 250 i umożliwiającym rozpędzenie jej do 45 km na godz.
- Aby jeździć taką maszyną, potrzebna jest urzędowa rejestracja jako motoroweru i wyposażenie w tablicę. Potrzebne jest także ubezpieczenie OC – wylicza nadkomisarz Jakubas.
Tylko czy ktoś widział, aby taki jednoślad miał tablicę rejestracyjną? Mało tego, te maszyny w wielu przypadkach jeżdżą jeszcze szybciej niż 45 km na godz., co oznacza, że ich właściciele (bądź na ich zlecenie serwis tych niby rowerów) „grzebali” w elektronice sterującej pracą silnika, montowali chipy odblokowujące.
Bywa, że te przypominające motocykle maszyny, napędzane są silnikami o mocy 4000 W, które osiągają 60 – 100 km na godz. Sterowanie silnikiem odbywa się za pomocą manetki gazu, a nie naciskiem nóg na pedały.
Policja będzie miała na nich oko
Kujawsko-pomorska policja chce się temu problemowi bliżej przyjrzeć i użytkowników takich jednośladów odpowiednio dyscyplinować. Zwłaszcza, że sezon rowerowy rozkręca się na dobre.
Zgodnie z art. 94 par. 2 Kodeksu wykroczeń za złamanie przepisów, o których mówimy, należy się grzywna w wysokości 1500 zł. Jeśli ktoś jej nie przyjmie, policja skieruje sprawę do rozpatrzenia przez sąd, a ten ma jeszcze poważniejszy argument dyscyplinujący – grzywna może wzrosnąć do 30 tys. zł.
W grę wchodzi także kwestia posiadania odpowiednich uprawnień (art. 20. Prawa o ruchu drogowym), bowiem prowadzenie pojazdu typu e-padelec wymaga posiadania prawa jazdy kategorii „AM”, chyba że ktoś ma wydaną przed 2013 rokiem kartę motorowerową. Wystarczy też „zwyczajne prawo jazdy „B” na auto osobowe.
W tej sprawie znaczenie ma także to, czy jeździec korzysta ze ścieżki rowerowej czy z normalnej drogi dedykowanej pojazdom mechanicznym. Jako użytkownik szybkiego roweru, tak jak motorowerzysta, nie może jechać ścieżką rowerową. Musi też mieć włączone oświetlenie.
