Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emilia Tłumak bije w niedzielę rekord. "Koszykówka wciąż jest moją pasją"

Joachim Przybył
Joachim Przybył
Emilia Tłumak w toruńskim sporcie obecna jest od ponad 20 lat.
Emilia Tłumak w toruńskim sporcie obecna jest od ponad 20 lat. archiwum
Skąd wzięła się "Szpila"? Kto nie wierzył w wielki talent Emilii Lamparskiej? Jakie są jej plany po zakończeniu kariery? Rozmowa z Emilią Tłumak, która w niedzielę rozegra 287 mecz w barwach "Katarzynek" w ekstraklasie. Nikt nie ma więcej.

Od początku koszykówka była twoją wielką miłością?

Nie tak do końca, choć sport był w moim życiu obecny od najmłodszych lat. Najpierw był oczywiście tenis ziemny u taty, siatkówki próbowałam, tańce w międzyczasie, harcerstwo. Skakałam tak trochę z kwiatka na kwiatek, ale w mojej Szkole Podstawowej 23 powstała drużyna koszykarek pod wodzą Macieja Broczka.

Miałaś wtedy lat...

Dwanaście.

Czyli w trzy lata od pierwszego treningu zagrałaś w ekstraklasie.

Dokładnie, miałam 15 lat (debiutowała dokładnie w wieku 15 lat i 36 dni 20 września 1997 roku we Wrocławiu w pojedynku przeciw Ślęzie - źródło marlow.blox). Miałam talent, ale też ciężko pracowałam. Koszykówka stała się moją pasją. Uwielbiałam grać. Po treningach spotykaliśmy się na boisku pod blokiem i grałam z chłopakami, dziewczynami, obojętnie. To boisko istnieje do dziś, kosze są te same, tylko asfalt popękał i nie da się kozłować.

W wieku 15 lat znalazłaś się w składzie seniorskiego AZS. Jak cię przyjęły starsze koleżanki?

Powiem szczerze, że gładko. Na pierwszym treningu pojawiłam się po sezonie, więc nie było już takiej presji. Skończyłam właśnie 8 klasę, zapukałem grzecznie do drzwi: "dzień dobry, gdzie mogę usiąść?" (śmiech). Miło wspominam ten czas, choć jako najmłodsza w zespole miała sporo dodatkowych obowiązków. To się długo nie zmieniło. Nawet gdy grywałam już w pierwszej piątce i zdobywałam dużo punktów, to nadal zbierałam sprzęt po treningach, bo byłam "młoda". Dziś takie rzeczy są już rzadkością.

Masz charakter przywódcy na parkiecie. Łatwo było podporządkować się starszym?

Potrafiłam słuchać i wyciągać wnioski. Ale nie była do końca taka pokorna. Od pierwszego treningu chciałam udowodnić, że jestem lepsza. Pamiętam jak kiedyś Łomako "sprzedała" mi czapę, od razu chciałam się jej odgryźć, była bardzo zawzięta i nikomu się nie dawałam. Myślę, że także dzięki temu robiłam postępy.

Miałaś też szczęście do trenera Piotra Błajeta, z którym od razu złapać nić porozumienia.

To prawda, trener na mnie stawiał, mieliśmy dużo treningów indywidualnych. To były monotonne, czasami wręcz nudne rzeczy, ale wiedziałam, że przyniosą skutek.

Wtedy pojawiła się "Szpila"?

Nie, przezwisko miałam już w szkole, zanim pojawiłam się w koszykówce. Była strasznie chuda i wysoka, tylko główka mi odstawała (śmiech). Trener Broczek był już wtedy związany z Jolą Sowińską. Gdy zobaczyła mnie na treningu powiedziała, że nic z tego nie będzie i połamię się w pięciu miejscach. Do tej pory się z tego śmiejemy.

W 2001 roku Zapolex Erbud żegna się z ekstraklasą, a ty żegnasz się ze swoim klubem.

Pojawiły się zarzuty, że zostawiam drużynę w kłopotach, ale byłam młoda, chciałam się rozwijać. Na pewno bym nie odeszła, gdyby się spadek. Przywiązuję się do miejsc, jestem lokalną patriotką. Wtedy jednak zdałam maturę, cały świat się przede mną otwierał. Pojawiła się oferta z collegu z USA, były propozycje z Europy. Wybrałam jednak Wrocław, gdzie powstała młoda, ciekawa drużyna.

Pracowałaś z wieloma trenerami, z którymś dogadywałaś się szczególnie dobrze?

Nie jestem konfliktowa i z każdym potrafię znaleźć porozumienie. Wiedziałam, że każdy nowy trener to nowe spojrzenia i szansa na nauczenie się czegoś nowego. Na pewno szczególnie związana jestem z Maciejem Broczkiem, jest zresztą ojcem chrzestnym mojego syna, także z Piotrem Błajetem. Elmedin Omanić pokazał mi koszykówkę od jeszcze innej strony.

Po wyprowadzce z Torunia pojawiła się reprezentacja. To już zamknięty rozdział, ale czy do końca dla ciebie satysfakcjonujący?

Byłam bardzo młoda, gdy debiutowałam, trenerem był jeszcze Tomasz Herkt. Wiele się nauczyłam od starszych koleżanek. Trafiłam jednak na trudny okres, drużyna była w ciągłej przebudowie, zmieniali się trenerzy. Na mojej pozycji gwiazdą była Agnieszka Bibrzycka i nie mogłam się przebić. Ostatni epizod przed ME w Katowicach był już bardzo nieudany. Nie powinnam dać się namówić, ale jeździłam na zgrupowania z małym dzieckiem, a tuż przed turniejem zostałam razem z Kasią Krężel
skreślona przez Dariusza Maciejewskiego. Niemniej jednak każdy mecz w biało-czerwonej koszulce był dla mnie zaszczytem.

Emila Tłumak w roli koszykarki, żony i matki

W 2007 roku pojawiła się Energa i szansa na powrót do Torunia.

Czekałam na tą ofertę i bardzo mnie cieszyła. Tęskniłam za domem.

Gdy w 2012 roku rozmawialiśmy przy okazji meczu numer 200 w barwach "Katarzynek" powiedziałaś, że marzysz o medalu w Toruniu. No i spełniło się.

Zdobywałam medale ze Ślęzą, Pabianicami, ale te w Toruniu były wyjątkowe. Pierwszy jeszcze nie do końca, z powodu ciąży mój wkład w ten sukces był niewielki. W 2012 roku radość była jednak ogromna, trudno to nawet opisać. Miałyśmy dużo problemów w trakcie sezonu, nie byłyśmy faworytkami małego finału z Lotosem, a jednak się udało.

Mimo niesławnego zajścia i głośnego rozstania z Jeleną Maksimović wielu kibiców ten zespół uważa za najlepszy w historii "Katarzynek", grały m.in. Sepulveda i Page.

To była drużyna z charakterem, kłóciłyśmy się czasami, ale przecież nie chodzi o to żeby się kochać, tylko żeby wygrywać. Tworzyłyśmy kolektyw na parkiecie i w decydującej chwili potrafiłyśmy się zjednoczyć. Fajnie wspominam ten sezon.

Rywalizacja nie wyklucza przyjaźni na parkiecie?

Ależ skąd. Do tej pory przyjaźnię się z Renatą Piestrzyńską, koleżankami z czasów juniorek Agnieszką Bibrzycką, Elą Międzik czy Agnieszką Majewską.

Ostatnie lata były dla ciebie trudne. Po serii kontuzji nie chciałaś rzucić kosza w kąt?

Przy pierwszej kontuzji nie, przy drugiej również nie, bo wykorzystałam ten czas na macierzyństwo. Gdy jednak wróciłam po rehabilitacji i od razu zerwałam to samo więzadło, to zaczęłam się zastanawiać. Pojawiło się zwątpienie, myślałam, że nie znajdę już sił. Okazało się jednak, że bardzo za tym tęsknię i kocham koszykówkę. Ten rok jest dla mnie nagrodą, początek sezonu może był taki sobie, ale teraz znowu gra daje mi wielką radość. Jeżeli dam radę, to będę dalej grać.

W końcu jednak nadejdzie chwila pożegnania. Wydaje mi się, że świetnie nadajesz się do roli trenera.

Chciałabym zostać przy koszykówce i pracować z młodymi dziewczętami. Już teraz czasami łapię się na tym, że zwracam uwagę na techniczne szczegóły. Wciąż potrafię mocno krzyknąć na młodsze zawodniczki w czasie meczu, gdy wyprowadzą mnie z równowagi, ale z wiekiem chyba łagodnieję (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska