Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Fale atakowały jak z karabinu maszynowego"- kajakarze przeżyli chwile grozy

Marek Weckwerth
sxc.hu
Gdy mijamy cypel Zacisze na Zalewie Koronowskim jest jak w prawdziwym zaciszu. Po chwili jednak czujemy gwałtowne uderzenie od rufy. Wiatr próbuje nam wyrwać wiosła z rąk.

Dopiero po chwili, gdy na niebie obserwujemy prawdziwy taniec żywiołów, a jezioro zaczyna przypominać wzburzone morze, przychodzi nam na myśl mazurski biały szkwał i tragedia sprzed kilku lat.

Przeczytaj także:Krajobraz po trąbie powietrznej w Starej Rzece. Zniszczenia są ogromne [zdjęcia]

Jesteśmy jednak na południowych rubieżach Borów Tucholskich między Sokolem-Kuźnicą a Gostycynem-Nogawicą. W ponad 30-letniej karierze kajakarza turysty tak agresywnych fal tu nie widziałem.

Płyniemy na kajakach morskich, które przeżyły niejedną wyprawę. Pospiesznie dobijamy jednak do brzegu (szczęśliwie jest blisko), by włożyć na siebie kurtki kajakowe, kamizelki asekuracyjne, dopiąć fartuchy okrywające szczelnie kokpit.

Wypływamy z jednego z akwenów rozległego Zalewu Koronowskiego - z Jeziora Strzemno - na jeszcze szersze wody. Tu krzyżują się wody kilku zatok zwanych też - ze względu na wielkość - jeziorami. Fale szaleją. Wyjścia nie ma - musimy je wziąć niczym byk na rogi. A mamy solidne wyposażenie - 5-metrowe kajaki z zadartymi dziobami, by z grzywaczami dawały sobie radę. I dają - napędzane silnymi ramionami. Komu jednak szkwał wyrwałby wiosło z rąk, przegrywa. Wiatr i fala obrócą łódkę bokiem, wywrócą i sponiewierają.

Wiadomości z Koronowa

Fale rozbijają się o nasze dzioby, bryzgi walą po twarzach jak oszalałe. Najbardziej ryzykowny jest zwrot z kierunku południowego na zachodni, by okrążyć cypel wrzynający się głęboko w jezioro. Tych kilka długich chwil płyniemy burtami do atakujących fal.

- Ale jazda! - krzyczy głośniej od huczącego żywiołu Tomasz, mój dorosły już syn, jedyny towarzysz mojego rejsu. Później, gdy znaleźliśmy się na spokojniejszej wodzie, powiedział, że przypomniał mu się Przylądek Hammer na Bornholmie, który w ubiegłym roku forsowaliśmy kajakami w sztormie. Teraz fale były mniejsze, ale wyskakiwały spod chmur jak pociski z karabinu maszynowego.

Płyniemy w kierunku jeziora Zamrzenica. Kilkaset metrów za wspomnianym cyplem widzimy zatopioną przy wschodnim brzegu odkrytopokładową żaglówkę. Troje żeglarzy już opanowało sytuację: łajbę przycumowali do drzewa, przebierają się w suche ciuchy. - Wszyscy żyją? - pytamy. - Jest ok - odpowiadają. Pytają tylko, czy nie widzieliśmy po drodze gretingów (drewniana, ażurowa podłoga) z ich żaglówki. Niestety.

Godzinę później dobijamy bezpiecznie do Stanicy Wodnej PTTK Gostycyn-Nogawica. Telefonujemy jeszcze do Zbyszka Galińskiego - szefa stanicy we Wdzydzach Kiszewskich na Kaszubach, by podzielić się wrażeniami.

- Właśnie zszedłem z żaglówki. Mieliśmy jedną z cyklu imprez pucharu jeziora Wdzydze. Nie macie pojęcia co się działo na wodzie! - relacjonuje. - Na szczęście nie mam żadnych informacji o kajakarzach potrzebujących pomocy na rzece Wdzie. Mam nadzieję, że nikomu nic się nie stało.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska