- Jak nas zasypało i szkołę na 2 dni zamknęli, to fajnie było. Ale 2 tygodnie to nuda - tłumaczy gimnazjalista Tomaszek. W domu można oglądać TV, a trzeba: pomagać przy sprzątaniu, pilnować się (bo matka z ojcem ciągle patrzą), słuchać wrzasku młodszego rodzeństwa, znosić wizyty sąsiadów z Wiśniówką (3 zł za litr). Tomaszek ma czworo rodzeństwa, bezrobotnych rodziców, rower i sanki. - Za darmo nauczyciele robić mają? - tłumaczy pustki w szkole dyrektor gimnazjum.
Zła ziemia
Nikt nigdy nie próbował zbić interesu na nazwie tej sporej wsi, leżącej w powiecie żuromińskim, tuż przy granicy z brodnickim. Już 30 km dalej warszawiacy zabijają się o kawałek ziemi koło atrakcyjnego Górzna. Syberia ich nie interesuje: nie ma jeziora ani żadnych innych turystycznych atrakcji. Liche gleby leżą odłogiem, a rolnictwem we wsi zajmują się trzy rodziny. - Obsiewać? Pani... - Adam Wronkowski aż tchu ze śmiechu złapać nie może. - Te trzy hektary? Te piachy? Nie opłaca się przecież - teść Władysław pobłażliwie spogląda na mnie zza płotu.
W oknach reszta rodziny Wronkowskich. Dużo ich, ale i okien niemało. - Na szparagi i truskawki do Niemiec jeżdżę. Dwóch my tylko z wioski - Władysław ma prawo być dumny. Poradził sobie. Dom postawił. Jego dzieci i wnuki nie chodzą głodne. Kiedyś wszyscy prawie, jak jeden mąż, zamienili się w robotników. Jeździło się do FSO czy Fabryki Maszyn Żniwnych w Żurominie, Warsztatów Sprzętu Komunikacyjnego w Lubowidzu. Dziś odbiera się zasiłek albo rentę rolniczą.
- A dzień rent to dzień "Wiśniówek" - tłumaczy pani Halinka ze spożywczego. Flaszki po 3 zł, opróżniane łapczywie, prawie duszkiem, koją ból. No i pozwalają nie patrzeć na "te piachy", puszczone odłogiem.
Jeść!
- Najbiedniejsze, głodne, to są przede wszystkim te z okolicznych wiosek: Mleczówki, Sinogóry, Płociczna, Jasionów. Rodziny wielodzietne, często patologiczne - wymienia jednym tchem Justyna Kupkowska, dyrektor Gimnazjum w Syberii. Ocenia, że jakieś dwie trzecie jej uczniów to dzieci z rodzin po prostu biednych. Takich, w których na obiad jest chleb z wątrobianką albo cienka zupa. - Dożywianie? Po feriach setka dzieci będzie dostawała codziennie po bułce i herbacie - mówi Kupkowska.
Do dziś nie dostawały nic, bo "GOPS jakoś nie miał pieniędzy". Obiadów się tu nie je. Stołówki szkolnej nie ma, choć piętrowy gmach (betonowy rozmach lat 70.), zdawałoby się, powinien ją kryć. - Wygląda ino tak - tłumaczy dozorczyni. - A sali gimnastycznej też nie ma. Stołówkę zlikwidowano kilkanaście lat temu. Nawet dyrektor Kupkowska nie może sobie przypomnieć, ile dokładnie. Tak czy inaczej, było to wtedy, gdy mężczyźni i kobiety z Syberii przestali wychodzić rano na autobus.
Tata ze sznurkiem
U pani Halinki, w spożywczo-przemysłowym przy drodze, denaturat i Napoleon stoją blisko siebie. Oba trunki (?) jednakowo wyeksponowane. To jak w życiu na Syberii, gdzie głodne dzieciaki widzisz obok Salonu Fryzjerskiego (zaraz po kościele najbardziej reprezentacyjna budowla wsi). Albo jak wspomnienie po stołówce szkolnej obok "Pracowni Komputerowej". - Albo jak murzyn i biały w Ameryce - podpowiada Tomaszek.
Ferie są zimne i nudne, szczególnie dla gimnazjalistów. - Sanki? - prycha słusznie Tomaszek. - Czy ja 5 lat mam? Takim dzieciakom od Czaplińskich spadanie z sanek prosto w śnieg daje radochę. Ale Marcinek ma 3 latka, Adaś - 4,5, a Daniel 7 lat. A kiedy jeszcze tata robi kulig! Przywiązuje sznurkiem sanki do roweru i tak wiezie samym środkiem Syberii... Piski dzieciarni słychać aż u pani Halinki.
Tomaszek i koledzy muszą wytrwać do końca ferii. Aż skończy się nuda. Żaden z nich nie wie, co to "zimowisko". Byli w Żurominie. Wycieczek szkoła nie organizuje już od wielu lat. - Proszę pani, których rodziców byłoby na to stać? - cichym, zdziwionym głosem pyta pani Halinka. - W ferie i wakacje te dzieci nigdzie nie wyjeżdżają. Siedzą z rodzicami po domach.
Dyrektor Kupkowska irytuje się lekko, gdy pada pytanie o "zajęcia w przerwie zimowej". - Za darmo nauczyciele robić mają? - pyta retorycznie. Od kilkunastu lat nie ma w Syberii żadnych zajęć i nie zanosi się, by były. - Kwestie ekonomiczne. Ogrzewanie, światło, opieka - wymienia. - A tak w ogóle, to po co by te zajęcia urządzać? Większość z nich potrzebuje bardziej jedzenia, ubrania itp. Jakie atrakcje my możemy tym dzieciom zaproponować?
Wiosną w Syberii ruszy budowa osobnego budynku gimnazjalnego. Wtedy będzie i stołówka, i sala gimnastyczna. Może i ferie się jakieś dzieciom urządzi.
Ferie w Syberii
Małgorzata Oberlan
Jak to, co będą robiły? Siedziały z rodzicami, którzy i tak cały czas są w domu. Syberyjskie dzieciaki nie lubią zimowych wakacji.