- Kieszonkowe od babci podobno pozwoliło panu uruchomić firmę?
- To były początki. Zazwyczaj przedsiębiorstwa rozwijają się przez dziesięć-dwadzieścia lat. W naszym przypadku było inaczej. Nie mieliśmy kapitału, a w biznes trzeba było zainwestować. Dlatego pożyczyłem pieniądze od babci, pomogli też moi rodzice. Były to jednak niewielkie kwoty. Brak gotówki, okupiliśmy ciężką pracą i wojną nerwów.
- Mówi pan „my”. Kogo jeszcze ma pan na myśli?
- Prowadzę firmę razem z ojcem.
- Skąd pomysł, aby produkować ekskluzywne wyposażenie gabinetów dentystycznych?
- Mam w rodzinie lekarzy, stomatologów. Narzekali na brak tego typu produktów. Nawet jakby ktoś chciał wstawić do swojego gabinetu meble o nowoczesnym wzornictwie, to nigdzie by ich nie kupił. Dostrzegłem niszę. Napisałem biznesplan. Wygrałem kilka konkursów. Nagrodą w jednym z nich było stoisko na targach w Poznaniu. Wystawiliśmy tam kilka naszych wyrobów. Pojawili się pierwsi klienci. Sprzedając jeden produkt, mieliśmy pieniądze na zrobienie dwóch-trzech kolejnych. I tak to ruszyło.
- Pierwsze meble robiliście na indywidualne zamówienia. Właśnie kupiliście dodatkowe maszyny. Wkrótce uruchomicie seryjną produkcję.
- Te wyroby będą z równie wysokiej półki, co nasz dotychczasowy asortyment. Tyle, że część wyposażenia zaproponujemy w trochę innym segmencie. Ofertę skierujemy między innymi do szpitali, dla których najważniejsze jest, aby sprzęty były wytrzymałe i praktyczne.
- Ostatnio otrzymaliście zlecenie z Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy. Macie wykonać wyposażenie Centralnej Sterylizacji. Umowa opiewa na 270 tys. zł. Zamówienie realizujecie wspólnie z Informer Med, poznańską firmą dostarczającą urządzenia do sterylizacji.Jak wam - jako początkującym graczom - współpracuje się z tak doświadczonym przedsiębiorstwem?
- Nasza firma powstała w 2005 roku, a w spółkę przekształciła się trzy lata później. Mamy więc pewne doświadczenie i dlatego nie mamy kompleksów wobec przedsiębiorstw, które dłużej działają na rynku. Poza tym rozmawiamy z coraz większymi graczami. Mamy tak innowacyjny produkt, że możemy go sprzedawać na całym świecie. A nawiązując współpracę z innymi firmami, łatwiej jest nam to zrobić.
- Wasze produkty są dostępne w krajach Europy Wschodniej, na Cyprze oraz w Austrii i Zjednoczonych Emiratach Arabskich...
- Dopiero wchodzimy na te rynki. Jeszcze dużo pracy przed nami. Pozyskujemy kapitał, aby móc działać w Anglii, Skandynawii, Niemczech i na Węgrzech. Za granicą musimy być obecni w branżowych mediach i na targach. Tak aby lekarze mieli czas i sposobność, aby zobaczyć nasze produkty, poznać je i się do nich przekonać.
- Ile czasu musi upłynąć zanim kupią wasze wyposażenie?
- Od pojawienia się na targach do wyników sprzedażowych mija zazwyczaj pół roku.
- W lipcu planujecie wejść na NewConnect, czyli rynek alternatywnego obrotu między innymi akcjami. Organizuje go warszawska Giełda Papierów Wartościowych. Co chcecie zyskać dzięki temu debiutowi?
- Kapitał. Musimy zainwestować w kolejne maszyny, a przede wszystkim w reklamę za granicą. Promocja sporo kosztuje.
- Zasiada pan w Radzie Miasta Bydgoszczy. Jednak firmę otworzył pan w podbydgoskiej wsi. Dlaczego?
- W Bydgoszczy jest po prostu drogo. W Wojnowie taniej kupiliśmy budynek, w którym możemy prowadzić działalność. Dla firmy najważniejszy jest rachunek ekonomiczny. Ponadto prowadzenie firmy w Bydgoszczy mogłoby się niektórym źle kojarzyć - jestem członkiem Rady Miasta. Poza tym nasza działalność nie musi być osadzona w mieście. To nie jest wypożyczalnia filmów lub supermarket.
