MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie Tążyna w dole płynie

Marek Weckwerth
Stary próg przy młynie w Otłoczynku. I tę przeszkodę wzięliśmy z marszu.
Stary próg przy młynie w Otłoczynku. I tę przeszkodę wzięliśmy z marszu. fot. Marek Weckwerth
- Panowie, tu nikt nie pływa kajakiem. Co najwyżej latem można zamoczyć nogi i to tylko do kostek.

Poza tym to wszystko jest zamarznięte. Nie przepłyniecie! - usłyszeliśmy od kilku mieszkańców przysiółka pod Otłoczynem przyglądających się naszym przygotowaniom do zejścia na rzekę.

Rzeczywiście, wody tyle, co kot napłakał. To bardziej strumień niż rzeka, ale nie po to jechaliśmy z Bydgoszczy, by nie zamoczyć wioseł. Stoimy nad Tążyną przy mostku opodal linii kolejowej na trasie Toruń - Włocławek i stacji w Otłoczynie.

Musi się udać!

- Zawsze musi być ten pierwszy raz. Choć to wydaje się niemożliwe, przepłyniemy - ripostujemy dziarsko.

Na potwierdzenie, że jednak musi się udać, Wojtek Dziedzic (mój kajakowy druh) już zajmuje miejsce w kokpicie, zapina fartuch i zjeżdża swoim kajakiem z kilkumetrowej stromizny brzegu. Po chwili i ja dołączam.

W dolnym biegu, jaki obraliśmy za cel wyprawy, rzeczka niemal opływa zachodnie rubieże Aleksandrowa Kujawskiego i Ciechocinka. Oba miasta niemal na wyciągnięcie ręki, ale tu w dolnie Tążyny, jesteśmy w królestwie natury. Wszak to wysunięte najdalej na wschód połacie Puszczy Bydgoskiej i stanowiących jej część Lasów Otłoczyńskich porastających śródlądowe wydmy. Pośród nich, wije się niczym wstążeczka nasza rzeczka. Aspekt geograficzno- przyrodniczy to jedno, a drugi - historyczny. Tążyna była przecież rzeką graniczną pomiędzy zaborem pruskim (lewy brzeg) a rosyjskim (prawy).

Rzeczka jednak niczego sobie, przyozdobiona lodem wzdłuż brzegów, a przy tym uroczo rozświetlona przez wstające słońce. Ale mylą się ci, którzy twierdzą, że dalej wszystko zamarznięte, że nie przepłyniemy. Zima odpuszcza z każdym metrem odłożonym za rufą, za to innych przeszkód piętrzących się przed nami coraz więcej.

Myślę o zwalonych drzewach, starych pniach i plątaninie gałęzi przegradzających koryto rzeczki.

Jednak i te przegrody da się sforsować. Stary kajakarz umie czytać wodę, wybierać optymalną drogę płynięcia, a gdy inteligencja ani doświadczenie na nic się już nie zdadzą, zawierzyć musi sprzętowi i własnym mięśniom. Polietylenowe kajaki górskie są niebywale odporne na uszkodzenia, a przy tym tak wyprofilowane, by wślizgiwały się na powalone drzewa i leżące w nurcie głazy.

"Parkujemy" przy barze

Po kilku kilometrach ciągłego wiosłowania docieramy do nadrzecznego baru przy moście i szosie krajowej Nr 1 Toruń - Włocławek. Trzeba się wzmocnić porcją kebabu i kilkoma łykami gorącej herbaty.

- Naprawdę przypłynęliście tu kajakami? - dziwi się kierowca auta osobowego, który właśnie wchodzi do baru. - Jestem w szoku. Jedziemy ze szwagrem z Holandii, ale podczas całej podróży takich oryginałów jak wy jeszcze nie spotkaliśmy.

- A co? My też zaparkowaliśmy przy barze! Tyle że nie samochodem, a kajakami. Takie hobby. Świeci słońce, jest pięknie - odpowiadamy podróżnym.

Raz kozie śmierć!

- No, no, ładne kajaczki, ale niedaleko stąd jest stary młyn i próg. Tej przeszkody za Chiny Ludowe nie da się przepłynąć. Musicie przejść brzegiem - ostrzegają dwaj mężczyźni zamieszkali w pobliżu.

- Zobaczymy - odpowiadamy na pożegnanie i już spieszymy na spotkanie z przeznaczeniem.

Krótkie bystrze pod mostem, dwa zakręty i po prawej wyłania się rzeczony młyn z czerwonej cegły. "Kłania się" połowa XIX wieku. Próg spiętrza wodę, a ta spadając w dół groźnie szumi.

Decyduję się podpłynąć do krawędzi progu i ocenić ryzyko

Nie jest tak źle, choć beton mocno naruszony zębem czasu, szczerbami w konstrukcji ziejący. Najpierw trzeba zjechać po betonowej pochylni po ledwo widocznej warstewce wody, potem skoczyć z około 1,5-metrowego progu. Raz kozie śmierć! Na szczęście na dole głębia jest wystarczająca, by nie rozbić sobie i kajakowi dzioba. Kaszka z mleczkiem. Nie takie rzeczy się robiło.

Żwawo ku Wiśle

Ale przygoda już wzywa, a nurt coraz szybciej porywa ku Wiśle. Od młyna to zaledwie dwa kilometry znacznie prostszej niż wcześniej drogi.

Teraz Tążyna płynie pośród nadwiślańskich łąk. Prąd jest tak szybki, że nie sposób zatrzymać się i zwiedzić poniemieckich schronów z 1944 roku do dziś strzegących lewego (historycznie pruskiego) brzegu. Dziś ten brzeg należy do wsi Otłoczyn. Od roku 1215 do rozbiorów miejscowość należała do biskupów kujawskich. W XVIII wieku przybyli tu z Holandii osadnicy - menonici, których Polacy nazwali Olędrami.

Zajęli się umocnieniem brzegów, budową wałów przeciwpowodziowych, kanałów odwadniających, urządzali sady owocowe, wznosili chaty, z których sporo zachowało się do naszych czasów. Piękna to, a przy tym naznaczona historią, kraina.

W zimowej szacie

I oto ujście Tążyny do Wisły! A ta jawi się nam w swym pełnym majestacie, tak wielkim, że nasza kujawska rzeczka wydaje się nic nieznaczącym strumyczkiem.

Królowa Polskich Rzek w zimowej jest szacie, skrzącej się cudowanie w popołudniowym słońcu.

To dopiero frajda, ba - rozkosz dzika - gdy po całym dniu spędzonym w wąskim korycie Tążyny oczy nasycić można szeroką perspektywą. Wisłą płynie kra, brzegi skute lodem i ośnieżone. Jest pięknie. Gdyby tylko w nozdrza nie uderzał ten dziwny zapach! Ropa, której w wodzie nijak wypatrzeć nie można, ale w powietrzu owszem, coś się unosi. To pozostałość niedawnego wycieku z rurociągu, który zbulwersował cała Polskę.

Kto zna Wisłę, ten wie, jakim jest żywiołem. Nam przyjdzie doświadczyć go podczas forsowania pod prąd niezwykle silnego nurtu tworzącego się u krańca ostróg rzecznych. Płyniemy bowiem w kierunku Ciechocinka, natrafiając co chwilę na dryfujące kry. Niewiele nam tej królewskiej rzeki przyjdzie spróbować (mniej niż kilometr), bo też dogodnego miejsca do wyjścia na brzeg tylko szukamy, gdzie może dojechać samochód. Jeszcze tylko skok na oblodzony brzeg.

Na wałach w Wołuszewie

Przed nami ostatnia przeszkoda dzisiejszej wyprawy - wiślany wał przeciwpowodziowy na wysokości Wołuszewa pod Ciechocinkiem. Na razie, miast przed wodą, wał broni miejscowość przed zimą. Przed wałem zima w pełni, za nim natomiast - krajobraz jesienny.

Na spotkanie wychodzi miejscowy gospodarz, zdziwiony niecodziennym widokiem dwóch kolorowych kajaków na wale. Tylko dwóch, ale i te robią wrażenie. Zamieniamy z nim parę słów o tym, iż dawnej rzeczka rozgraniczała interesy mocarstw zaborczych.

- O tak, wiem że na Tążynie była granica pomiędzy Niemcami a Rosją - mówi mężczyzna. - Dlatego czasem z sąsiadami żartujemy sobie, że gdyby ze wschodu znów nadciągnęli Ruski, a z zachodu Niemcy, to my już wiemy dokąd czmychnąć: za Tążynę! To przecież o rzut beretem.

Finał pod tężniami

- Tak blisko od Ciechocinka i nie pojechać pod tężnie? Niepodobna! - stwierdza Wojtek, gdy już kajaki na dachu samochodu, a my przebrani w suche ciuchy.

Niepodobna, tym bardziej że Wojtek, obecnie bydgoszczanin, pochodzi z Ciechocinka.

Ciechocinek to oczywiście najbardziej znany kujawsko-pomorski zdrój i jak się okazuje, nawet zimą (choć nie tak jak latem) tętniący życiem. Ten klimat zaklęty w XIX-wiecznych budowlach zdrojowych, w parku, pod tężniami- wypada westchnąć. Miłe zwieńczenie wodniackiej przygody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska