Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Doktor Basi z Charzyków historie spod żagla i wiosła

Marek Weckwerth
Marek Weckwerth
Pływa kajakiem i na desce z żaglem. Tym pierwszym tam, gdzie tylko pojawi się okazja spotkania z przyjaciółmi, by wspólnie pomieszać wodę. Tą drugą wyłącznie po Jeziorze Charzykowskim - można powiedzieć domowym, bo mieszka nad jego brzegiem.

Mowa o Marii Barbarze Sobczak- Reteckiej z Charzyków, lekarce anestezjologu, pracującej w szpitalu w Tucholi. Poznaliśmy się we wrześniu na brzegu w Rybinie na Małej Pętli Żuławskiej i sporo przepłynęliśmy.

W ręku dzierżyła wielkie, ciężkie drewniane wiosło, które pamięta siermiężne czasy PRL-u i tymże dzielnie zagarniała kolejne kilometry na szlakach rzeki Szkarpawy, Wisły Królewieckiej, Tugi i Linawy, wpływając nawet na Zalew Wiślany.

Szczerze mówiąc trochę się przeraziłem gdy zobaczyłam ją tak wyposażoną kajakarsko. A trzeba dodać, że dosiadła łajby niewiele młodszej od wiosła, tyle że już plastikowej, tak zwanego „szklaka”. Co prawda wspierana przez mojego kolegę redakcyjnego, dobrze znanego czytelnikom „Pomorskiej” - Romana Laudańskiego. Kajak to był wszak dwuosobowy...

Maria Barbara Sobczak - Retecka miała już za sobą - jak się okazało - sporo spływów, a i żeglarskie doświadczenie. Przecież pochodzi z przesławnej żeglarsko wsi Charzykowy koło Chojnic, od której piękne Jezioro Charzykowskie (Łukomie) wzięło swą nazwę.

Na Żuławach

Nad jezioro wrócimy w opowieściach pani Barbary snutych wieczorami w Rybinie nad brzegiem Wisły Królewieckiej. W opowieściach o Ottonie Weilandzie, który zaraz po odrodzeniu Rzeczypospolitej po latach zaborów, stworzył zaczątki polskiego żeglarstwa.

Na szlaku zwodzonych mostów

Ale teraz zatrzymajmy się na Żuławach, gdzie we wrześniu zjechała na dłużej spora ekipa kajakarzy. Cel: przepłynięcie Małej Pętli Żuławskiej, którą tworzą Szkarpawa, Wisła Królewiecka i zachodni brzeg Zalewu Wiślanego, czyli już akwen morski. W sumie to ok. 34 kilometry, ale w przypadku naszej ekipy pływanie miało charakter absolutnie kombinowany - z prądem i pod prąd (co prawda słaby), a to przekładało się każdego dnia na około 20-kilometrowe etapy. A do tego pod prąd i z tymże Tugą i Linawą.

Pogoda dopisała - raz lało, innym razem wyglądało słonko. I tak na zmianę.

- Żuławy to chyba centrum wszystkich chmur - komentuje dziś pani Barbara. - Ale to akurat mi nie przeszkadzało. Zawsze liczy się to, z kim się płynie, z kim spędza wieczory przy ognisku czy grillu. A spędzaliśmy naprawdę fantastyczne chwilę. Tak piękne, że w miniony wieczór spotkaliśmy się u naszych przyjaciół w Bydgoszczy Mirki i Wojtka Dziubów. Wspominaliśmy nasz spływ, oglądaliśmy zdjęcia. Zresztą także z innych spływów.

Każdy spływ rozpoczynał się i kończył w Rybinie, gdzie krzyżują się żuławskie szlaki wodne: Szkarpawa, Wisła Królewiecka i Linawa (odcięta sztucznie od węzła wodnego przepompownią) oraz wpływająca do Szparpawy opodal Tuga. W Rybinie znajdują się poniemieckie zabytkowe mosty zwodzone (działające) - dwa drogowe i jeden kolei wąskotorowej (obecnie turystycznej).
To magiczne miejsce, tym bardziej, że zbudowano tu nowoczesną marinę, w której cumują houseboaty i inne łodzie motorowe. Są też gospodarstwa agroturystyczne.

Na Wiśle Królewieckiej jest kolejny most zwodzony - w Sztutowie, znany z tego, że kręcono na nim jeden z epizodów kultowego serialu „Czterej pancerni i pies”. Dwa kolejne mosty zwodzone są na Tudze.

Wróćmy na jezioro...

Ale rozmawiając na Żuławach o wodzie, nie sposób nie wspomnieć o Jeziorze Charzykowskim, nad którym pani Barbara spędziła młodość i po wielu latach wróciła do rodzinnego domu. Teraz pracuje jako lekarz anestezjolog w szpitalu w Tucholi.
- Kocham wodę i moje Jezioro Charzykowskie - mówi. - Charzykowy są dziś dużą wsią letniskową, ale za mojego dzieciństwa była oczywiście o wiele mniejsza i wszyscy się znali. Jednak tam od zawsze uprawiało się żeglarstwo, rybacy wypływali na połów ryb.

Wszyscy kochali wodę. Wspomnienie Weilanda

- Pamiętam, że jako 5-letnia dziewczynka, a było to w roku 1955, poznałam Ottona Weilanda - człowieka, który stworzył polskie żeglarstwo, był jego ojcem - kontynuuje pani Barbara. - Weiland mieszkał w Chojnicach, był z tradycji rodzinnej kuśnierzem. A swój letni domek miał w naszej wsi nad wodą. I miał pomost, po którym latem każdego ranka chodziliśmy się kąpać się. Weiland pozwalał na to wszystkim, którzy mieli na to ochotę.

Na pomost szło się z domów we frotowych płaszczach kąpielowych, taka była moda.
- Kto tam się nie kąpał... nawet profesor Bieszk z Gimnazjum Męskiego w Chojnicach. Moich wujków uczył greki i łaciny - wspomina.

Miejsca niezwykłe. Widok na Jezioro Charzykowskie

Najważniejsze wszak było to, że Otton Weiland pracował nad stworzeniem od podstaw polskiego żeglarstwa. Pomorze wróciło do Polski dopiero w styczniu 1920 roku, ale już w poprzednim roku założył Stowarzyszenie Przyjaciół Żeglarstwa w Charzykowach i został jej pierwszym prezesem. W roku 1922 stowarzyszenie przekształciło się w Klub Żeglarski Chojnice.

Weiland opisał swoją przygodę z żeglarstwem. Jako chłopak na początku XX wieku wraz z kolegami często wypożyczał od właściciela charzykowskiej restauracji „Totenkopf” łódź wiosłową, którą pływali w przebraniu piratów. W późniejszych latach, opuścił rodzinne Chojnice, by uczyć się zawodu na Zachodzie, ale odwiedzał tam kluby żeglarskie i poznawał techniki żeglowania.

Park Narodowy „Bory Tucholskie” spogląda na Jezioro Charzykowskie

- Oczywiście ja znała Weilanda od lat 50. Pamiętam, że mówił głównie po niemiecku, a gdy ktoś nie potrafił rozmawiać w tym języku, przechodził na polski, ale kaleczył go - kontynuuje pani Barbara. - Najważniejsze jest jednak to, że czuł się Polakiem i zawsze to podkreślał. Od rodziców wiem jedno- volkslisty nie podpisał, bo zawsze czuł się Polakiem.
Weiland stworzył pierwsze bojery, które jeszcze w czasach niemieckich testował na nieistniejącym już Jeziorze Zakonnym w Chojnicach (teren Parku 1000-lecia). W okresie międzywojennym inwestował w rozwój żeglarstwa wśród młodzieży z biedniejszych warstw społeczeństwa.

Noc Kupały

- Jako nastolatka uczestniczyłam w rejsach żeglarskich z okazji święta Kupały. Umajonymi żaglówkami pływaliśmy aż do Drzewicza. Tam nocowało się byle gdzie, czasem pod wojskowymi pałatkami i wracało. Paliło się ogniska, tańczyło, śpiewało. Wieczorami snuliśmy opowieści o walczącej Polsce, o partyzantach. To były niezwykłe czasy. Ale cóż, teraz trzeba wrócić do rzeczywistości, zaplanować kolejny spływ z przyjaciółmi - kończy kajakarka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedźwiedź szuka pożywienia w koszu na odpadki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska