Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Georgeta - rodzinna duma

Małgorzata Wąsacz [email protected]
Rodzinna duma - barka Georgeta. W lipcu 1935 roku przypłynęła do Bydgoszczy ze stoczni Wojana w Gdańsku.
Rodzinna duma - barka Georgeta. W lipcu 1935 roku przypłynęła do Bydgoszczy ze stoczni Wojana w Gdańsku.
Przed wojną żelazna barka ze stoczni Wojana w Gdańsku była warta tyle, co dobra kamienica. Taką barkę miał Aleks Drążkowski. Nie ma się co dziwić, skoro barkarzami byli jego ojciec i dziadek.

Edward Drążkowski, syn Aleksa, od kilkudziesięciu lat skrzętnie dokumentuje rodzinną miłość do barek. - Pierwsza berlinka pojawiła się w naszej rodzinie w XIX wieku. Być może kupił ją już mój pradziadek, ale nie mam na to dowodów. Na pewno drewnianą barkę miał mój dziadek Antoni. Nie była zbyt duża, bo jej wyporność wynosiła około 150 ton. Jak się nazywała - tego nie wiem - opowiada.

Waleria na cześć żony

Rodzinna fotografia na drewnianej barce „Waleria”. Edward Drążkowski podpisał wszystkie osoby uwiecznione na zdjęciu - 1924 rok. Od lewej: Antoni, Teodor
Rodzinna fotografia na drewnianej barce „Waleria”. Edward Drążkowski podpisał wszystkie osoby uwiecznione na zdjęciu - 1924 rok. Od lewej: Antoni, Teodor z małym Edwardem. Józefa, niepodpisana kobieta i mężczyzna, Bernard, Aleks i Waleria.

W 1981 r. Edward Drążkiewicz został kapitanem statku pasażerskiego "Ondyna"

Jednak Antoni Drążkowski nie mieszkał sam na berlince. Ożenił się, szybko został ojcem. Doczekał się czterech synów i czterech córek. Wszyscy musieli się pomieścić na barce. Choć było ciasno, nikt nie narzekał, bo takie życie miało swoje uroki. Z czasem dzieci się usamodzielniały i opuszczały rodzinne gniazdo. Synowie szli do wojska, córki wychodziły za mąż. - Mój ojciec w 1910 roku kupił drewnianą barkę. Nazwał ją "Waleria". Tak miała na imię jego przyszła żona - wyjaśnia Edward Drążkowski.

Solidny Tur

Na jednej barce Aleks nie poprzestał. Pieniądze zarobione dzięki "Walerii" zainwestował w żelazną berlinkę kanałową "Tur". Była to solidna konstrukcja o wyporności 220 ton. "Walerię" odsprzedał starszemu bratu Władysławowi.
Wojanówka na Brdzie
Pan Edward opowiada: - W końcu przyszedł rok 1935. Wtedy tata zamówił w stoczni Wojana w Gdańsku żelazną, bardzo nowoczesną barkę o wyporności 310 ton. W całym kraju było zaledwie kilka takich "Wojanówek". Ojciec swoją nazwał "Georgeta". W lipcu po raz pierwszy przypłynęła do Bydgoszczy. Jaka to była radość w rodzinie. Pamiętam, że wtedy ukończyłem siódmą klasę szkoły i zacząłem pomagać tacie na barce. Byłem z tego powodu bardzo dumny. Pomocnikiem był także mój starszy brat Bernard. W 1938 roku przeszedł na własną, drewnianą barkę "Renatę", wybudowaną w Nakle.
Ile przed wojną kosztowała barka? Sporo. Często na jej zakup zrzucała się cała rodzina. - Georgeta także do tanich nie należała - przyznaje Edward Drążkowski. - Ojciec zapłacił za nią 40 tysięcy goldenów. Za te pieniądze w połowie lat trzydziestych można było kupić dobrą kamienicę w centrum miasta.

Tarcica do Berlina

Rodzinna fotografia na drewnianej barce "Waleria". Edward Drążkowski podpisał wszystkie osoby uwiecznione na zdjęciu - 1924 rok. Od lewej: Antoni, Teodor z małym Edwardem. Józefa, niepodpisana kobieta i mężczyzna, Bernard, Aleks i Waleria.

Tyle tylko, że na kamienicy nie można było tyle zarobić, co na berlince. A transport towarów bardzo się opłacał. - Najpierw dziadek, a potem tata, przewozili zboże i cukier. Ale nie tylko. Z sodowni w Mątwach odbierali sodę kaustyczną w beczkach i transportowali ją do Gdańska lub Gdyni. Tam towar pakowano na statki i wysyłano za granicę. Tak było jeszcze po wojnie. Natomiast w latach trzydziestych duży zysk dawało przewożenie tarcicy. Tartak znajdował się w Fordonie, gdzie dziś stoi elewator. Stamtąd załadowana barka płynęła do Niemiec, na przykład do Hamburga czy Berlina. Pamiętam też, że "Georgetą" transportowaliśmy węgiel z Gdańska do Prus Wschodnich - wymienia Edward Drążkowski.

Państwowa Ż 2118

W 1951 roku rozpoczęło się upaństwawianie berlinek. "Georgetę" przejęło przedsiębiorstwo "Żegluga na Wiśle".
- Od tej pory stała się ona barką Ż 2118. Przeszedłem na pensję żeglugową. W 1953 roku ożeniłem się. Teraz pływaliśmy już wspólnie z żoną Walburgą - dodaje nasz Czytelnik.
W 1965 roku państwo Drążkowscy opuścili ukochaną berlinkę. Pan Edward przeszedł na barkę motorową B/M 5209. Jako kapitan pływał na "beemkach" do emerytury w 1981 roku. Wtedy na pół etatu zatrudniła go Żegluga Bydgoska. Został kapitanem na statku pasażerskim "Ondyna". Tak było przez kilka lat.

Na złom w Chełmnie

Co się stało z "Georgetą", czyli Ż 2118? - Przeszła w ręce jakiegoś sternika. W latach siedemdziesiątych została złomowana w Chełmnie - mówi Edward Drążkowski.
***
Czekamy na następne wspomnienia bydgoskich barkarzy - tel. (0 52) 32 63 215

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska