W roku 1945 w młynie parowym doszło do tragicznych wydarzeń. Milicja i funkcjonariusze UB zamęczyli kilkudziesięciu aleksandrowian i mieszkańców okolic narodowości niemieckiej. W ostatnią sobotę w pobliżu dawnego młyna, przy ulicy Wojska Polskiego, odsłonięto obelisk z tablicą, która ma upamiętniać ofiary. Poświęcono również krzyż.
Uroczystość zapoczątkowało nabożeństwo ekumeniczne, sprawowane przez ks. prałata Grzegorza Karolaka, proboszcza ciechocińskiej parafii, radcę ks. Jerzego Molina, proboszcza parafii ewangelicko-augsburskiej w Toruniu oraz ks. Leszka Malinowskiego, proboszcza aleksa-ndrowskiej parafii Przemienienia Pańskiego).
W uroczystości wzięli udział potomkowie Niemców, którzy byli przetrzymywani w młynie, w tym dr Gustaw Bekker, współinicjator budowy obelisku (Dr Bekker jako dziesięciolatek był więźniem w młynie, zginął tam jego ojciec). - Dziś postawiliśmy w Aleksandrowie pomnik ku pamięci zmarłym, a żyjącym ku przestrodze - mówił Gustaw Bekker. - Nie postawiliśmy tu tylko martwego kamienia, lecz symbol, który ma rozpalić płomień pojednania. Stawiając ten pomnik, podaliście nam państwo rękę w geście pojednania, którą z głębokim wzruszeniem przyjmujemy. Przyjmujemy ją i podajemy wam naszą dłoń, mając świadomość, że to my, Niemcy, byliśmy tymi, którzy rozpętali w Polsce wojenną pożogę.
Aleksandrowska uroczystość nie miała rozliczać, czy też osądzać sprawców zbrodni sprzed 63 laty. - Mam nadzieję, że dzisiejsze wydarzenie będzie sprzyjać kształtowaniu jak najlepszych relacji polsko-niemieckich, opartych na wzajemnym zrozumieniu i poszanowaniu - podsumował burmistrz Andrzej Cieśla.
Podczas uroczystości doszło do symbolicznego pojednania polsko-niemieckiego. Gustaw Bekker i aleksandrowianka Małgorzata Cylke podali sobie dłonie i serdecznie się uścisnęli (pierwotnie dr Bekkerowi miała uścisnąć dłoń Irena Cerak, córka Mateusza Pawlaka, komendanta miejscowej MO w latach 1945-1946, jednak nie pojawiła się na uroczystości).
Pani Małgorzata bezinteresownie przekazała kawałek swojej ziemi pod obelisk i krzyż. - Znam te wydarzenia z opowiadań dziadków i rodziców. Po prostu uznałam, że należy przekazać ten kawałeczek ziemi na tak słuszny cel, jakim jest upamiętnienie niewinnie pomordowanych - powiedziała "Kujawskiej".
Warto dodać, że do symbolicznego pojednania doszło już w latach dziewięćdziesiątych w Ciechocinku, gdy ręce podali sobie były marynarz z pancernika Schleswig-Holstein i żołnierz Westerplatte. Aleksandrowska uroczystość jest też kontynuacją procesu pojednania, który został zapoczątkowany cztery lata temu w Nieszawie.