Grunt należy do Adama Jarocha. Między polem a lasem biegnie wąska droga. Jej niewielka szerokość przeszkadzała jednemu z mieszkańców, który nią dojeżdża. I od tego wszystko się zaczęło.
W ubiegłym roku gmina chciała na nowo ją wytyczyć. - Po co? - pyta Małgorzata Moszczyńska, która mieszka z Jarochem. - Ta droga niczemu nie służy!
Wójt Michał Skałecki ma inne zdanie na ten temat. - To dojazd do zabudowań i pół oraz połączenie z innymi drogami - tłumaczy.
Dwie stare mapy
Właściciel gruntu stwierdził, że sam zatrudni geodetę. - Czekaliśmy, miesiąc, dwa, pół roku - mówi Zofia Pik, inspektor w Urzędzie Gminy. - W tym roku sami zleciliśmy rozgraniczenie. Są jeszcze kamienie graniczne, więc nie było problemu. A droga jest gminna.
O granicach mają świadczyć mapy z 1906 r. Moszczyńska ma wydruk mapy z 1940 r., gdzie jej zdaniem żadnych kamieni granicznych nie widać.
Las w drodze
Na miejscu był już geodeta i wymierzył szerokość: 11,3 m. W dodatku okazało się, że to grunt Jarocha wchodzi w drogę gminną - między innymi kawałek jego lasu. - Żeby nie wycinać drzew, zaproponowaliśmy przesunąć drogę na pole, ale właściciel się nie zgodził - informuje Zofia Pik.
Sprawa została skierowana do sądu, który prawdopodobnie powoła biegłego geodetę.
Czemu taka szeroka?
Mieszkańcy Lubiewic są rozżaleni, bo rok temu wójt obiecywał, że miernika odwoła. - Chcieliśmy, żeby pomiar był na koszt gminy, ale pan Jaroch wolał sam zapłacić za specjalistę. Dlatego odwołaliśmy miernika w zeszłym roku. Ale w kwestii drogi nasze stanowisko się nie zmieniło - mówi Skałecki.
- Po co gminie taka szeroka droga? Nie ma pieniędzy na utrzymanie obecnych dróg, a na nowe będzie? - pyta pani Małgorzata. - Chcą nam w polu zrobić autostradę.
O to, czy droga gruntowa rzeczywiście musi być aż tak szeroka, zapytaliśmy w urzędzie. Czy gmina nie mogłaby pójść na rękę Jarochowi i wyznaczyć do użytku węższego odcinka? - Wszystko jest kwestią dogadania się - mówi Pik. - Tyle, że z panem Jarochem trudno się rozmawia. A teraz czekamy na niezależną opinię sądu.