Do tragedii doszło w piątkowy wieczór. Zginęło 6 sztuk bydła z 19, które tam przebywały. Policja wstępnie ustaliła, że strop runął najprawdopodobniej pod naporem zboża składowanego na piętrze budynku. Ciągle jednak wyjaśnia okoliczności tego zdarzenia.
Właściciel twierdzi, że w oborze zgromadził 20 ton zboża. - Zawsze miałem go tam więcej i nic się nie działo - tłumaczy. Jego zdaniem, do wypadku przyczynił się ostatnie deszcze. Pod oborą było dużo wody. - Ziemia jest tu piaszczysta. Jak siadły fundamenty, pękła ściana i zawalił się strop - przekonuje.
Martwe zwierzęta ciągle leżą przysypane gruzem i zbożem. - Strażacy zakazali nam zbliżać się do budynku. Ostrzegali, że obora w każdej chwili może się zawalić. Od piątku czekamy na inspektora nadzoru budowlanego, który poradzi nam co dalej robić. A ten ciągle nie przyjeżdża - żalił się nam wczoraj przed południem.
Tymczasem Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego Mariusz Linettej dziwi się, że rolnik bezczynnie czeka na jego kolejny przyjazd. Twierdzi, że będąc w piątek na miejscu akcji wprowadził jedynie zakaz użytkowania budynku.
Więcej informacji z Inowrocławia znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/inowroclaw
- To do właściciela należy decyzja, co i kiedy będzie robił. Logika wskazuje, że powinien jak najszybciej wziąć firmę, która dokona zabezpieczeń, ewentualnie rozbierze część budynku - tłumaczy inspektor.
Wczoraj po południu po raz drugi odwiedził Leszcze. Roman Wesołowski pamiętał go z piątkowej akcji. Nie wiedział, że jest inspektorem. - Kazali nam czekać, to czekaliśmy. Gdybyśmy wiedzieli, że możemy rozbierać oborę, to już w sobotę byśmy się za to zabrali - tłumaczy rolnik.
W poniedziałkowy poranek w Leszczach pojawili się pracownicy zakładu utylizacyjnego. Martwego bydła nie zabrali obawiając się o własne bezpieczeństwo. Wójt Henryk Styrna również nie wyśle tam swoich pracowników.
- Nie będę ryzykował ich życiem. Rolnik na swoim podwórku musi sobie radzić sam - mówi wójt. Przekazał mu 2 tys. zł pomocy od gminy. Obiecał, że da mu za darmo drzewo na odbudowę obory. Poradził, by wynajął specjalistyczną firmę do rozbiórki budynku.
Roman Wesołowski jest rozżalony.
- Zostawili nas samych z tym całym kłopotem - wyznaje.
Według Powiatowego Lekarza Weterynarii Piotra Kuty, padlinę trzeba wyciągnąć spod gruzu jak najszybciej i zutylizować. Obiecał, że gdy operacja ta będzie się przedłużała, przyśle ekipę, która zdezynfekuje obiekt.
Czytaj e-wydanie »